Przewodniczący episkopatu abp Gądecki mówi, że „poprzez tolerowanie pracy w niedzielę my sami zgadzamy się na obecność pogaństwa w naszym kraju”. Pogaństwo? Pewnie to nie to słowo, którego należałoby tu użyć. Ale „wyzysk człowieka przez człowieka” – to już na pewno.
Wielu Polaków ma z ograniczeniem handlu w niedziele spory problem. Teoretycznie nawet rozumieją stojącą za tym pomysłem argumentację. Wiedzą, że dla kilkuset tysięcy zatrudnionych w handlu (400 tys. w samych centrach handlowych) zwyczajny tydzień pracy daleki jest od cywilizowanego standardu. Praca w weekendy jest tu wszak na porządku dziennym. A każdy, kto przez dłuższy czas próbował w takim układzie funkcjonować, wie, że konieczność regularnej weekendowej aktywności zawodowej zasadniczo wpływa na standard życia rodzinnego, kontakty towarzyskie czy choćby zwyczajną możliwość zaplanowania odpoczynku.
Podobnie jest ze zrozumieniem rysowanego przez niektórych konfliktu na linii prawa pracownika kontra prawa konsumenta. Nie trzeba być mistrzem empatii, by wiedzieć, że jest to starcie interesów silniejszego ze słabszym. Konsument może konsumować, kiedy chce. Pracownik musi pracować wtedy, kiedy wymaga tego od niego pracodawca. Nieprzypadkowo więc handel w niedziele podlega ograniczeniom w wielu zachodnich rozwiniętych gospodarkach. Bo tam wiedzą, że pracownik to również obywatel, któremu trzeba stworzyć możliwość realizacji jego podstawowych praw.
Często jednak zrozumienie powyższej argumentacji zderza się ze strachem wobec PiS. A często również niechęcią wobec Kościoła katolickiego. Strach i niechęć mają nierzadko swoje dobre powody.