Piłkarskie kluby AC Milan i Inter Mediolan to odwieczni rywale. Jest jednak coś, co je łączy. Zarówno AC, przez lata chluba byłego premiera Włoch Silvio Berlusconiego, jak i Inter mają od niedawna chińskich właścicieli. Do inwestorów z tego kraju należą też m.in. Slavia Praga i Aston Villa. Spore pakiety udziałów Chińczycy wykupili w Atletico Madryt, Olympique Lyon i Manchesterze City, a to wszystko czołówka europejskiej piłki. Sport to i tak jednak najmniej kontrowersyjna dziedzina chińskiej inwestycyjnej ofensywy.
Jeszcze kilka lat temu Europa patrzyła na Chiny najczęściej z nadzieją. Pogrążona w gospodarczym kryzysie widziała w Chińczykach zbawców, którzy przyniosą ze sobą ożywienie. Jednak ostatnio dominuje wrażenie, że Państwo Środka wykupuje w Europie to, co najcenniejsze, przejmuje kontrolę nad strategicznymi gałęziami gospodarki i coraz bardziej Stary Kontynent uzależnia. Zachodnioeuropejscy politycy podnieśli szczególnie głośny alarm po publikacji danych za 2016 r. Na inwestycje w krajach UE Chińczycy wydali ponad 35 mld euro, aż o 80 proc. więcej niż rok wcześniej. Prawie jedna trzecia z tej kwoty trafiła do Niemiec. I to właśnie tam zaczęto najbardziej krytykować Chiny.
Największe obawy Niemców wzbudziło rosnące zainteresowanie Chińczyków firmami specjalizującymi się w zaawansowanych technologiach. Zakup producenta robotów Kuka z Augsburga Niemcy jeszcze przełknęli, ale gdy chiński fundusz inwestycyjny miał ochotę na specjalizujący się w półprzewodnikach Aixtron, którego ważnym klientem jest sektor wojskowy, w Berlinie zapanowała konsternacja. Formalnie transakcję tę zablokowali Amerykanie pod pretekstem zagrożenia dla narodowego bezpieczeństwa. Aixtron bowiem ma oddział w Kalifornii i współpracuje z amerykańskim przemysłem zbrojeniowym. Niemiecki rząd bardzo ucieszył się z takiej decyzji odchodzącego prezydenta Obamy.