Rafał Woś: – Co nam premier Morawiecki i PiS szykują w emeryturach?
Prof. Leokadia Oręziak: – Jeszcze więcej tego, na czym się już raz, zmieniając system emerytalny, sparzyliśmy. To jest krok w kierunku dalszej prywatyzacji systemu. Cios w międzypokoleniową solidarność. Mówienie o „OFE Bis” jest w pełni zasadne.
To może być dla wielu sporym zaskoczeniem. Przecież PiS szedł po władzę z hasłem, że reforma emerytalna z 1999 r. była wielkim przekrętem. Tak zdaje się nawet mówił sam prezes Kaczyński.
Wygląda na to, że na szczytach władzy nastąpiła w tej sprawie fundamentalna zmiana. Projekt ustawy o pracowniczych planach kapitałowych (PPK), który ma być uchwalony w ciągu kilku najbliższych miesięcy, opiera się przecież na tej samej logice prywatyzacji systemu emerytalnego co stworzenie OFE w 1999 r.
Ale rząd twierdzi, że PPK i OFE to nie jest to samo. Według minister finansów PPK to program „prosty, przejrzysty i w pełni prywatny”.
Jeśli ustawa wejdzie w życie, w samo serce naszego systemu emerytalnego zostanie wmontowany mechanizm cyklicznego wyciągania gigantycznych zasobów na rynek finansowy. Od kilku do kilkunastu miliardów złotych rocznie. Pieniądze będą pobierane z pensji pracowników oraz od pracodawców. A co w zamian? Nic. Żadnej gwarancji.
Według rządowych symulacji comiesięczne odkładanie 3,5 proc. zarobków w ramach PPK po 40 latach pracy przyniesie dodatkowe 2,7 tys. zł do emerytury z ZUS. A jak ktoś odłoży 8 proc. zarobków to po 40 latach dostanie 5,9 tys. zł. Tak napisano w uzasadnieniu projektu ustawy.
Musimy pamiętać, że to są szacunki. Reklamowy folder, który nie ma mocy prawnej. Rząd zachowuje się jak przed laty twórcy OFE, którzy obiecywali emerytom złotą jesień pod palmami.