„Muszę coś zbudować od zera/Bo już nie mogę polegać na tych umowach o dzieła”. Tak zaczyna się płyta „Umowa o dzieło” rapera Taco Hemingwaya. Jedno z najbardziej znaczących wydarzeń muzycznych ostatnich lat w Polsce. Taco, a właściwie Filip Szcześniak (rocznik 1990), wyrażał w niej uczucie, które krążyło w powietrzu od dawna. Narzekanie na rynek pracy w Polsce było już wówczas tak powszechne i dojmujące, że przeniknęło nawet do kultury popularnej. Umowy nazywane śmieciowymi stały się symbolem tego, że coś w tym naszym nadwiślańskim cudzie gospodarczym poszło nie tak. Śmieciówka stała się jak ten słoń w pokoju. Wielki kłopot, którego istnienia nie da się już dłużej ignorować.
Odśmieciowić?
Przez ostatnie półtora roku przy Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej działała komisja kodyfikacyjna prawa pracy. Dobrze, że akurat w resorcie Elżbiety Rafalskiej. Sama minister nie należy do grona gladiatorów Zjednoczonej Prawicy. Przeciwnie – jej brak większych politycznych ambicji, a nawet charyzmy, jest wręcz legendarny. Przypomnijmy sobie przecież, co się działo, gdy swoje „wielkie reformy” robili ministrowie „walczący”: Ziobro, Gowin albo Zalewska. Za każdym razem mieliśmy wielomiesięczny spektakl zakończony frontalnym starciem z oponentami.
U Rafalskiej było inaczej. Posiedzenia komisji kodyfikacyjnej toczyły się przez półtora roku w zadziwiająco jak na PiS merytorycznej atmosferze. Nietypowy był też sam skład komisji. 7 osób mianowali tzw. partnerzy społeczni. Czyli związki zawodowe i pracodawcy. Z tego klucza w komisji znalazł się m.in. Jacek Męcina, były wiceminister w rządach Marka Belki i Donalda Tuska (tu nominowała go konfederacja pracodawców Lewiatan). Pozostali to spece od prawa pracy – minimum ze stopniem doktora.