Joanna Solska
3 kwietnia 2018
Pacjenci uciekają do Czech
Na oko i na ząb
Polskim pacjentom, ale także polskim klinikom bardziej opłaca się leczyć za granicą niż w Polsce. Na nieudolności naszej służby zdrowia najwięcej zarabiają Czesi.
Szczególną popularnością u naszych południowych sąsiadów cieszą się okuliści, a ostatnio nawet stomatolodzy. W kraju czeka się dużo dłużej i trzeba więcej zapłacić. Tylko w ubiegłym roku poza krajem zaćmę usunęło 16 tys. polskich pacjentów. Ale krajowa kolejka oczekujących na zabieg wcale się przez to nie posuwa szybciej. Zarejestrowanych jest w niej aż pół miliona osób. Często bowiem na południe leczyć się jadą osoby, które w Polsce na listę oczekujących nawet nie próbowały się zapisać. Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że z tych 16 tys.
Szczególną popularnością u naszych południowych sąsiadów cieszą się okuliści, a ostatnio nawet stomatolodzy. W kraju czeka się dużo dłużej i trzeba więcej zapłacić. Tylko w ubiegłym roku poza krajem zaćmę usunęło 16 tys. polskich pacjentów. Ale krajowa kolejka oczekujących na zabieg wcale się przez to nie posuwa szybciej. Zarejestrowanych jest w niej aż pół miliona osób. Często bowiem na południe leczyć się jadą osoby, które w Polsce na listę oczekujących nawet nie próbowały się zapisać. Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że z tych 16 tys. zaledwie 1,7 tys. osób zarejestrowało się w kraju w kolejce do zabiegu, zanim zdecydowało się na wyjazd. NFZ szacuje, że co piąty pacjent jeszcze nie wymaga operacji, zapisuje się po prostu na zapas. Skoro czas oczekiwania wynosi półtora roku, a nawet dwa lata, to miejsce w kolejce trzeba zająć wcześniej. Albo od razu pojechać do Ostrawy czy Nachodu, ledwie kilka kilometrów od naszej południowej granicy. Z wyjazdem na leczenie do Czech poradzi sobie nawet mniej zorientowany pacjent. Wystarczy zajrzeć do internetu. Klinika Okulistyczna Optegra, współpracująca z czeską Lexum, gwarantuje skoordynowaną opiekę medyczną. Od pierwszego kroku, jakim ma być kwalifikacja do zabiegu, prowadzą pacjenta za rękę. Oszczędzając, jak podkreślają, jego czas i pieniądze. Pacjent w zasadzie ma tylko podjąć dwie decyzje. Pierwszą, że chce być operowany w Czechach, oraz drugą – czy do autobusu, którym firma zawiezie go do kliniki, wsiądzie w Krakowie, Warszawie, Szczecinie, Wrocławiu czy Poznaniu. W internetowym przewodniku, niestety, niedużo jest o pieniądzach. Tylko tyle, że polski organizator wyjazdu za 50 zł zapewnia też pierwszą pooperacyjną wizytę u okulisty w kraju. Kolejne płacone są według cennika Optegry, którego nie podaje. Można się też przespać w Czechach i wtedy wizyta u okulisty jest bezpłatna, ale dochodzą koszty noclegu. Żeby się dowiedzieć, ile trzeba zapłacić za samą operację, trzeba się już skontaktować z firmą. Ale to mniej istotne, ponieważ firma odzyska od NFZ należne nam za zabieg pieniądze. Wyręczy w biurokracji. Szybciej i taniej Popularność medycznej turystyki do Czech bierze się stąd, że możemy się tam leczyć nie tylko szybko, ale prawie za darmo, bo w ramach naszego krajowego ubezpieczenia. NFZ musi nam bowiem zwrócić taką sumę, jaką za identyczny zabieg płaci szpitalom publicznym w kraju. W przypadku zaćmy jest to około 2,2 tys. zł, które pacjent najpierw musi wyłożyć sam, co znacznie studzi zapał do wyjazdu. Tak się dzieje od 25 października 2014 r., gdy w życie weszła unijna dyrektywa transgraniczna. Mówi ona, że obywatele wspólnoty, ubezpieczeni w krajowym systemie publicznej opieki zdrowotnej, w przypadku konieczności długiego oczekiwania na zabieg mogą go wykonać w innym kraju unijnym i domagać się zwrotu zapłaconej sumy od krajowego płatnika. W naszym przypadku jest to NFZ. Unia chce w ten sposób skłonić swoich członków do wyrównywania poziomów publicznego lecznictwa i pacjentom bardzo się to podoba. Dyrektywa nic o zaćmie nie mówi. To polskie państwo tak sformułowało kryteria korzystania z unijnych przepisów, że przez mur utrudnień najłatwiej przebija się zaćma, no i teraz zęby. Obrazowo ujęła to Agnieszka Tyc, dyr. Departamentu Współpracy Międzynarodowej NFZ, podczas debaty zorganizowanej przez portal PolitykaZdrowotna.com: „Ciężar dyrektywy opiera się na zaćmie”. 92 proc. polskich pacjentów korzysta z niej w celu usunięcia poza krajem właśnie katarakty. Najwięcej wyjazdów zagranicznych notuje się w woj. śląskim, dolnośląskim, małopolskim i opolskim. Na zabieg nie trzeba bowiem prosić NFZ o zgodę, a cała wizyta w czeskiej klinice trwa zaledwie trzy godziny. O zgodę zwracać się trzeba w przypadku leczenia szpitalnego. Więc jedzie, kto chce. Do zabiegu kwalifikować nie musi nawet okulista, nieraz robi to lekarz rodzinny, a nawet wskazany przez organizatora wyjazdu. W przypadku np. wymiany stawu biodrowego, na który w kraju także czeka się kilka lat, przedsięwzięcie byłoby o wiele trudniejsze. Oprócz zgody NFZ, trzeba byłoby także najpierw zainwestować własne, naprawdę spore pieniądze. Więc endoprotez, na razie, za granicą nie wymieniamy, oferty firm organizujących takie wyjazdy jeszcze się nie pojawiły. Ale to tylko kwestia czasu i wtedy NFZ naprawdę będzie miał problem. Turystyka zaćmowa Za to turystyka zaćmowa kwitnie, bo do Czech jadą nie tylko polscy pacjenci, ale także przedsiębiorcy, którzy całe przedsięwzięcie organizują, a nawet – kredytują zainteresowanych. Okulistyczny biznes za granicą jest dla polskich firm łatwiejszy niż w kraju. Czesi przecierają oczy, widząc, że polscy pacjenci usuwają zaćmę w polskich klinikach, a często tylko gabinetach, ulokowanych kilka kilometrów za granicą, zamiast robić to u siebie. Biznesowe ścieżki w Czechach jako pierwszy przecierał Waldemar Gawrol, prezes OneDayClinic. Polskich pacjentów zaczął wozić do Czech już w maju 2015 r., kilka miesięcy po wejściu w życie unijnych przepisów. Najpierw do klinik miejscowych, ale szybko doszedł do wniosku, że przecież nie musi dzielić się z nimi zarobkiem, i otworzył własną w Ostrawie. Z konkurentami organizującymi wyjazdy wygrywa tym, że nie tylko wyręcza klientów we wszystkim, ale także ich kredytuje. To on odzyskuje od NFZ pieniądze za zabieg. Pacjenta cały wyjazd do Czech, czyli transport, hotel ze śniadaniem i wymiana soczewki standardowej, kosztuje około 600 zł. Krzysztof Cetnar, szef firmy Medasco, rozwija turystykę medyczną na Litwę. Zainteresowani są nią głównie mieszkańcy Podlasia oraz Warmii. – Zapewniamy nie tylko usunięcie zaćmy, ale także zwiedzanie Wilna – twierdzi. Z obowiązkowym noclegiem i wizytą kontrolną po zabiegu. Pacjenta cały wyjazd kosztuje od tysiąca do 1,7 tys. zł. Cena zależy od rodzaju soczewki, na jaką się zdecyduje. W Polsce za zabieg w klinice prywatnej musiałby zapłacić co najmniej dwa tysiące złotych więcej. Popularność turystyki wyjazdowej wynika nie tylko z możliwości uniknięcia dwuletniej kolejki w kraju. W Czechach czy na Litwie polski pacjent ma także wybór, którego w kraju został pozbawiony. W Polsce NFZ finansuje ubezpieczonym tylko najtańszą soczewkę standardową. Chory np. z astygmatyzmem nie może dopłacić do takiej, która będzie dla niego bardziej odpowiednia. Albo weźmie, co dają, albo całą operację przeprowadzi w prywatnej klinice, płacąc kilka tysięcy. Wyjazd za granicę, ze wszystkimi łączącymi się z nim kosztami i niewygodą, jest więc dla pacjenta o wiele tańszy. W tym przypadku bowiem NFZ zapłaci za jego zabieg, a on dopłaci tylko różnicę do droższej soczewki. Paulina Kieszkowska-Knapik, prawniczka z kancelarii Kieszkowska, Rutkowska, Kolasiński, nie widzi żadnego przepisu, który by taką dopłatę w kraju pacjentowi uniemożliwiał. Jeszcze przed kilkoma laty, usuwając zaćmę, można było do lepszej soczewki dopłacić. Potem jednak NFZ uznał, że jest to zabronione. Zaczął kierować do sądu pozwy przeciwko klinikom i lekarzom, którzy takie dopłaty od pacjentów pobierali. – Teraz są już wyroki sądów, z których wynika, że dopłaty są dozwolone – zapewnia Paulina Kieszkowska-Knapik. – Sąd apelacyjny uchylił też m.in. karę 500 tys. zł, jaką NFZ nałożył na warszawską klinikę Świętej Zofii za pobieranie dopłaty do znieczulenia przy porodzie – dodaje. Podobny wyrok zapadł w głośnej sprawie przeciwko Sensor Clinique, która pozwalała pacjentom na wybór droższych soczewek, do których dopłacali. Ale NFZ z kar i kierowania pozwów przeciwko lekarzom nie rezygnuje. Kilka spraw toczy się m.in. przeciwko dentyście, który pobierał od pacjentów dopłaty za lepsze plomby. Więc świadczeniodawcy się boją, a pacjenci zostają pozbawiani wyboru. Polskie firmy zaczynają organizować wyjazdy na leczenie zębów do Czech. Dentyści z południa zacierają ręce, naszym ubywa pacjentów. Komisja Stomatologiczna Naczelnej Rady Lekarskiej nie ma wątpliwości, że dopłaty są dopuszczal
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.