Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Strajku generalnego w LOT jednak nie będzie?

Jak antyzwiązkowa postawa ma się do podkreślenia przez obecny rząd, że trzeba dbać o pracowników, walczyć z umowami świecowymi i prowadzić dialog ze związkami? Jak antyzwiązkowa postawa ma się do podkreślenia przez obecny rząd, że trzeba dbać o pracowników, walczyć z umowami świecowymi i prowadzić dialog ze związkami? Adam Stepien / Agencja Gazeta
Groźba strajku w LOT była efektem coraz lepszych wyników finansowych linii. Pracownicy mają dość zaciskania pasa i chcą większego udziału w rosnących zyskach.

Konflikt między związkami zawodowymi i zarządem naszego narodowego przewoźnika jest coraz poważniejszy. Obie strony nie szczędzą sobie gorzkich słów, nawzajem oskarżają się o dezinformację i łamanie prawa.

Dla zarządu ewentualny strajk, mający rozpocząć się 1 maja, będzie nielegalny. W piątek wieczorem prezes LOT Rafał Milczarski poinformował, że decyzją Sądu Okręgowego w Warszawie strajk nie może się odbyć.

Związkowcy mają w tej sprawie oczywiście inne zdanie i zapowiadają, że strajk się odbędzie. Przegranymi będą, a właściwie już są pasażerowie. Kto bowiem ma bilety na 1 maja lub kolejne dni, ten nie wie, czy jego lot nie zostanie odwołany, przełożony albo przynajmniej opóźniony.

Jakie będą skutki strajku w LOT?

Skutki strajku trudno przewidzieć z jednego ważnego powodu. W ostatnich latach LOT zatrudniał nowych pracowników nie na etat, ale podpisywał z nimi umowy jako z jednoosobowymi firmami. Takie osoby nie są członkami związków zawodowych i strajkować nie mogą. Szefostwo linii liczy zapewne, że nawet jeśli zabraknie etatowych pilotów czy członków personelu pokładowego, dziury da się załatać właśnie samozatrudnionymi. To zresztą jedna z osi sporu między związkami a firmą. Związkowcy domagają się, żeby zacząć znowu stosować normalne formy zatrudniania. Chcą też lepszych warunków wynagradzania. Mówiąc prościej, pragną powrotu do czasów sprzed kryzysu.

Kilka lat temu LOT był na skraju upadłości. Wówczas otrzymał ponad pół miliarda bezzwrotnej pomocy publicznej. Pracownicy zgodzili się na gorsze warunki płacowe, a przewoźnik przestał przyjmować na etat. Wówczas takie kroki pozwoliły obniżyć koszty i uniknąć bankructwa.

Reklama