Facebook obiecuje poprawę. Po ujawnieniu skandalu z udziałem firmy Cambridge Analytica dane użytkowników mają być lepiej chronione, a treści łamiące prawo szybciej usuwane. Mark Zuckerberg, szef największego serwisu społecznościowego świata, twierdzi, że ratunkiem dla jego koncernu (i przy okazji reszty świata) będzie sztuczna inteligencja. To ona ma błyskawicznie wykrywać nie tylko pornograficzne zdjęcia czy filmy, ale także mowę nienawiści, wpisy chwalące terroryzm oraz fałszywe konta, zakładane po to, żeby wpływać na wyniki wyborów. O ile jednak sztuczna inteligencja radzi sobie coraz lepiej z rozpoznawaniem przedmiotów i ludzi na zdjęciach, o tyle na razie okazuje się mało skuteczna w analizie słów. Zanim algorytmy Facebooka zaczną rozróżniać wpisy ironiczne od tych naprawdę gloryfikujących przemoc czy nazizm, reputację serwisu muszą ratować ludzie. Zuckerberg szuka zatem kolejnych 20 tys. moderatorów, by na bieżąco usuwali posty i zdjęcia łamiące prawo.
Słowa „sztuczna inteligencja” odmieniane są dzisiaj przez wszystkie przypadki. Można było się o tym przekonać na ostatnim Światowym Kongresie Komórkowym w Barcelonie, gdzie praktycznie każda firma przekonywała, jak wielką wagę przywiązuje do sztucznej inteligencji, ile już w nią zainwestowała i jak bardzo zrewolucjonizuje ona świat. Zasadnicza idea jest prosta. Do tej pory maszyny wykonywały dokładnie te polecenia, jakich nauczył je człowiek. Nie miały żadnej inicjatywy, idealnie nadawały się do powtarzania tych samych zadań nieskończoną ilość razy, z imponującą prędkością. Tymczasem sztuczna inteligencja jest ważnym krokiem naprzód. Sprawia, że maszyny się uczą, czyli zbierając i przetwarzając wielkie zasoby danych, dostrzegają między nimi nowe powiązania i same informują użytkownika o tym, co odkryły.