Rynek

„Rynek pracownika”? W Polsce coś takiego nie istnieje

Polskie instytucje chroniące pracownika nie działają jak trzeba. Polskie instytucje chroniące pracownika nie działają jak trzeba. 12019 / Pixabay
Nagminne łamanie i obchodzenie prawa. Szykany i presja. Słabość instytucji. Wszechmoc pracodawców. To wciąż prawdziwy świat kryjący się za bajeczką o panującym w Polsce rzekomo „rynku pracownika”.

„Wypierdalaj” – tymi słowami dyrekcja polskiego oddziału dużej międzynarodowej firmy z branży rolno-spożywczej (70 krajów, 155 tys. pracowników, 3 mld dol. zysku operacyjnego rocznie) pożegnała swojego długoletniego pracownika. Dlaczego? „Zauważyłem, że firma tuszuje informacje o wypadkach przy pracy, przyzwala się na wulgarne traktowanie pracowników i nie pozwala na tworzenie związków zawodowych. Pytałem też o podwyżki. Następnego dnia zostałem zwolniony. Poszedłem do sądu pracy i po dwóch latach stan jest taki, że wygrałem w dwóch instancjach, ale firma ciągle walczy. Przełożeni dotrzymali słowa w jednym: w moim regionie jestem spalony w branży. Żyję w poczuciu krzywdy. Nie tak to powinno wyglądać”.

Pracownicy na „rynku pracownika”

Albo inna opowieść. „Byłam dyrektorką operacyjną w firmie zajmującej się produkcją i sprzedażą rolek sushi. Już w ciągu pierwszych dni pracy zauważyłam liczne nieprawidłowości, a każdy kolejny dzień dostarczał nowe. W firmie większość zatrudnionych to obywatele Ukrainy. Część z nich pracuje bez umów i odpowiednich dokumentów do pracy z żywnością. Pracują po kilkanaście godzin na dobę 6–7 dni w tygodniu. Umowy naszpikowane są karami od 50 do 500 zł. Pracownikom, którzy mają wypłatę w gotówce, bardzo ciężko jest ją odebrać, gdyż biuro jest czynne do 18, a oni kończą swoją pracę po 22. Moja umowa niestety tylko w teorii dawała mi swobodę działania. W praktyce byłam kontrolowana na każdym kroku i kilkadziesiąt razy dziennie musiałam raportować, co robię. Po trzech tygodniach pracy po 15 godzin na dobę rozchorowałam się”.

Czytaj także:

  • rynek pracy
  • Reklama