Koszt tzw. rebrandingu BZ WBK szacowany jest na 60–70 mln zł, chociaż w rzeczywistości cała skomplikowana operacja marketingowa trwa już kilka lat. Stopniowo zielone logo stawało się coraz mniejsze, a czerwony element z nazwą hiszpańskiego właściciela coraz większy. W poniedziałek nazwa BZ WBK przeszła do historii. Oficjalnie dlatego, że ponoć wielu – zwłaszcza młodszych – klientów nie jest w stanie jej rozszyfrować, a słowa „Zachodni” i „Wielkopolski” sugerowały regionalne znaczenie instytucji. A przecież to trzeci największy bank w Polsce.
Rebranding pod marketing
W rzeczywistości chodzi oczywiście o ujednolicenie nazwy banków należących do wielkiego koncernu. Łatwiej w ten sposób przygotowywać kampanie reklamowe czy kierować ofertę do dużych firm. Przykłady wielkich akcji tego typu mieliśmy w naszej branży telekomunikacyjnej. Podobnie postąpili kiedyś właściciele Idei i Telekomunikacji Polskiej (zmiana na Orange), a także Ery (dziś T-Mobile). Santander i tak zwlekał z rebrandingiem bardzo długo, bo przecież właścicielem BZ WBK został w 2010 r., kupując go od irlandzkiego AIB.
Czytaj także: Korporacje finansowe sprzedają swoje oddziały i bez żalu żegnają Polskę
Polacy lojalni wobec banków
Przy takich okazjach opinie negatywne wśród klientów zazwyczaj są dość powszechne. Jednym przeszkadza rezygnacja z nazwy, do której się przez lata przyzwyczaili. Inni wykorzystają argumenty patriotyczne i narzekają, że „polskie” jest zastępowane „obcym”, chociaż przecież ten bank od bardzo dawna ma zagranicznych właścicieli. Czy jednak Santanderowi grozi z powodu rebrandingu odpływ klientów?