Ekscesy i sukcesy rodzinnych sukcesji
Biznes w spadku, czyli jak działają doradcy sukcesyjni
Kiedy doradca sukcesyjny po raz pierwszy pojawia się na rodzinnym spotkaniu, zwykle bez uprzedzenia, wywołuje małą panikę. Dlaczego mamy mówić o sukcesji? Dlaczego nic nam nie powiedziałeś, tato? Rodzina podejrzewa najgorsze, podobnie jak pracownicy firmy, do których szybko dociera, że w rodzinie szefa szykują się jakieś zmiany. Wiedzą, że to może im źle wróżyć. W firmach rodzinnych pracownicy są świadomi, że ich los jest spleciony z losem właścicieli. Zwłaszcza z losem prezesa, głowy rodu. Bo najczęściej na czele firm rodzinnych stoją mężczyźni, choć są od tego liczne wyjątki. W 16 proc. polskich przedsiębiorstw rodzinnych to kobieta jest głównym udziałowcem (średnia światowa to 9 proc.).
– Pierwszą rozmowę odbywamy zawsze z głową rodziny. Dyskretnie. Poznajemy, jakie są oczekiwania naszego partnera i jak wyobraża sobie sukcesję w swojej firmie. To nie są łatwe rozmowy, bo szefowie firm rodzinnych często nie zdają sobie sprawy, że stają przed wyjątkowo trudnym procesem, który trwa średnio siedem lat – wyjaśnia Paweł Rataj, radca prawny i doradca sukcesyjny. Przyznaje, że zdarza mu się odmówić, kiedy okazuje się, że klient uważa, iż zleca prostą sprawę wymagającą jedynie obsługi prawnej i optymalizacji podatkowej. Tak to zresztą często przedstawiają kancelarie prawne, które zorientowały się, że jest popyt na nowy rodzaj usług, i także zaczęły działać w branży sukcesyjnej.
– Kiedy przedsiębiorca ma 60–70 lat, zwykle uświadamia sobie, że nie będzie żył wiecznie i jeśli nie chce, by firma umarła wraz z nim, musi pomyśleć o sukcesji – tłumaczy Rataj. Podczas spotkań z ojcem założycielem doradca poznaje drzewo genealogiczne rodziny. Dzieci, wnuki, rodzice, rodzeństwo. Kto jest kim i jaką rolę ma odegrać. Teoretycznie sprawa jest prosta, jednak w dzisiejszych czasach rodzin patchworkowych potrafi się mocno skomplikować.