Pierwsze zaczęło handlować swoim obywatelstwem małe wyspiarskie państwo Saint Kitts i Nevis na Karaibach, jako jedyne bogactwo mające rajskie plaże. Tuż po uzyskaniu niepodległości w 1983 r., gwałtownie szukając źródeł dochodów, zaczęło zachęcać obcokrajowców do kupna obywatelstwa. W Polsce stało się znane, gdy były minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski określił je mianem San Escobar. Twierdził, że zmyliła go hiszpańska nazwa głównej wyspy San Cristóbal. Dziś paszport Saint Kitts i Nevis można kupić na dwa sposoby – inwestując w nieruchomość wartą przynajmniej 400 tys. dol. albo wspierając lokalną organizację charytatywną kwotą przynajmniej 200 tys. dol. Nie trzeba wcale przeprowadzać się na egzotyczne wyspy ani nawet regularnie ich odwiedzać, władzom wystarczą pieniądze. One nie pytają, jak świeżo upieczony obywatel wszedł w ich posiadanie, on – co z nimi zrobi organizacja charytatywna. Obie strony wykazują zdumiewający brak ciekawości.
Skopiowany pomysł
Saint Kitts i Nevis znalazło szybko wielu naśladowców. Pomysł skopiowali karaibscy sąsiedzi, tacy jak Antigua i Barbuda, Grenada czy Dominika. Niestety, dotarł on również do Europy. Jak wynika z raportu przygotowanego niedawno przez Transparency International i Global Witness, w ciągu ostatnich 10 lat Unia Europejska wzbogaciła się w sumie o 6 tys. nowych obywateli, którzy po prostu kupili jeden z unijnych paszportów. Dodatkowo prawie 100 tys. osób dostało prawo stałego pobytu w jednym z państw należących do Wspólnoty, płacąc za to słone pieniądze. W sprzedaży obywatelstwa specjalizują się Cypr i Malta. Dom na Malcie i rezydenturę od 2006 r. posiada Leszek Czarnecki, jeden z najbogatszych Polaków, który jest także rezydentem podatkowym Stanów Zjednoczonych. Cypr od 2013 r. zarobił na tym prawie 5 mld euro, a jego paszport nabyło w ten sposób ponad 3 tys.