Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Nadwyżka, czyli mniejsza dziura

Premier Mateusz Morawiecki Premier Mateusz Morawiecki Krystian Maj / Polityka
Żeby ocenić, czy mamy powody do zadowolenia ze stanu budżetu, czy wręcz odwrotnie, trzeba się porównać do innych krajów Unii Europejskiej.

Rząd, chwaląc się nadwyżką budżetową, sam sobie strzela w kolano. Zachęca bowiem do masowych protestów całych grup, żądających wyższych płac. Tymczasem zdaniem ekonomistów po posumowaniu całego roku okaże się, że ta nadwyżka to po prostu mniejsza dziura w budżecie. Deficyt zaplanowano bowiem na 41,5 mld zł, a może wynieść 15–20 mld zł. Czyli powodów do euforii nie ma.

Czytaj też: Tak goli fiskus

Wciąż dobra koniunktura

Jak to wytłumaczyć? Po pierwsze, ciągle jeszcze świetną koniunkturą gospodarczą, która powoduje, że po 10 miesiącach 2018 r. CIT (podatek od zysków większych przedsiębiorstw) wzrósł aż o 16,5 proc. Ministerstwo Finansów chwali się, że to zasługa fiskusa, który bardziej patrzy przedsiębiorcom na ręce i dlatego mniej oszukują na podatkach. Ja uważam, że firmy wciąż mają sporo zamówień, więc ich zyski są większe, a wraz z nimi rośnie CIT.

Za tą tezą przemawia fakt, że dochody z VAT raczej rozczarowują – po 10 miesiącach wzrosły bowiem najmniej, tylko o 5,4 proc. Ekonomiści uważają, że efekty z uszczelniania dziury VAT już się skończyły, a gdyby było inaczej, ten wskaźnik byłby o wiele wyższy. Rząd nie ma się co chwalić uszczelnianiem.

Czytaj też: Rząd porażony cenami prądu

Pomogły... protesty i Ukraińcy

Swój wpływ na chwilową nadwyżkę budżetową mają też masowe protesty, w wyniku których kolejne grupy zawodowe zarabiają więcej. Dzięki temu płacą też wyższe podatki. Dochody budżetu z PIT (podatku od dochodów osobistych) wzrosły bowiem aż o 13,7 proc.

Reklama