Rolnicy zrzeszeni w Agro Unii pod wodzą Michała Kołodziejczaka przyjechali do Warszawy demonstrować w obronie polskiej żywności. Chcieli na ten temat rozmawiać z prezydentem Andrzejem Dudą, bo z ministrem rolnictwa już nie mają o czym. Uznali, że jest niedecyzyjny i powinien odejść. Obrońcy polskiej żywności na manifestację wybrali jednak termin najgorszy z możliwych.
Dobre, bo polskie?
O polskiej żywności mówi się bowiem w ostatnich dniach w Europie bardzo dużo i – niestety – źle. Zepsuliśmy sobie opinię kolejną aferą mięsną, którą pokazała telewizja TVN. Na filmie widać, jak nielegalnie zabija się chore krowy, bez nadzoru lekarza. Zagraniczni producenci wołowiny zacierają ręce, a dotychczasowi odbiorcy rezygnują z dostaw. Ceny mięsa spadają. A w tym samym czasie nasi manifestanci żądają znakowania polskiej żywności flagami narodowymi, żeby skłonić konsumentów do jedzenia naszej, swojskiej. Tylko że hasło „Dobre, bo polskie” przestało być nośne i skutek może być odwrotny.
Czytaj także: Czy mięso chorych krów z Ostrowi pogrąży polski eksport wołowiny?
Jeść tylko swoje
Polacy także nie mają ochoty na kebaby czy burgery z nielegalnego uboju, ale jeszcze gorzej, że pomysł ozdabiania żywności flagami narodowymi może zostać podchwycony przez inne kraje. Te, które tak jak manifestujący rolnicy nie życzą sobie obcej żywności u siebie. Przywódca Agro Unii zdaje się nie wiedzieć, że nasz eksport żywności, zbliżający się do 30 mld euro rocznie, znacznie przekracza wartość importu.