Tej zimy działacze Dolnośląskiego Alarmu Smogowego (DAS) postanowili sprawdzić, jak w ich regionie są przestrzegane przepisy lokalnej uchwały antysmogowej i rozporządzenia ministra energii w sprawie jakości paliw stałych, jednego z najważniejszych aktów prawnych rządowego programu „Czyste powietrze”.
Od niespełna roku obowiązuje zakaz sprzedaży najgorszej jakości opału, a sprzedawcy mają obowiązek wydawania kupującym dokumentów z informacją dotyczącą parametrów oferowanego paliwa. Działacze DAS, udając klientów, chcieli się przekonać, czy to działa. Okazało się, że niespecjalnie. – Od niektórych sprzedawców słyszeliśmy: są nowe przepisy, ale one się u nas nie przyjęły – wyjaśnia Krzysztof Smolnicki z Dolnośląskiego Alarmu Smogowego. – W sprzedaży są rzeczy, których sprzedawać nie wolno. Na przykład stare drewniane podkłady kolejowe nasycone środkami chemicznymi. Składy opałowe oferują pelet robiony z meblarskich odpadów. Taki pelet to nie paliwo, ale szkodliwy odpad zawierający toksyczne kleje, lakiery i plastik. Jednak największą naszą bolączką jest dostępny w sprzedaży, choć zakazany przez uchwałę antysmogową, węgiel brunatny.
Brunatny problem
Węgiel brunatny to paliwo o marnej wartości opałowej, z masą szkodliwych zanieczyszczeń. Dlatego wykorzystuje się go w elektrowniach wyposażonych w systemy odsiarczania spalin i elektrofiltry. Elektrownie lokowane są tuż obok kopalni odkrywkowych, bo wożenie takiego paliwa nie ma ekonomicznego sensu. Na Dolnym Śląsku węgiel brunatny uchodzi jednak za tani substytut węgla kamiennego i był zawsze wykorzystywany do celów grzewczych. Zaopatrzenie zapewnia tu Kopalnia Węgla Brunatnego Turów, należąca do Polskiej Grupy Energetycznej. Jej zadaniem jest dostarczanie paliwa do kotłów leżącej obok wielkiej i rozbudowywanej elektrowni PGE.