Dziś Daniel Ozon stracił stanowisko, choć w tym samym czasie związkowcy demonstrowali przed siedzibą ministerstwa. Zapowiadają, że tej dymisji nie darują, i teraz polecieć musi Tchórzewski. Dadzą radę?
Czytaj także: Jak działa „cichy związkowy układ zamknięty” w JSW
Związkowcy z JSW bronią Ozona. I swoich interesów
Tchórzewski miał na pieńku z Ozonem już od dawna. Każdy prezes giełdowej spółki Skarbu Państwa z tak ważkiego powodu, że minister go nie lubi, natychmiast straciłby stanowisko, ale nie Ozon. Ten przekonał górniczych związkowców, że Tchórzewski chce wydrenować kasę spółki i jeśli im kasa miła, to on ją obroni, pod warunkiem że oni będą bronili jego. I bronili go w bezprecedensowy sposób. Raz nawet, kiedy obradowała rada nadzorcza, wdarli się na salę i przerwali obrady, by nie doszło do dymisji. Dlatego dziś siedziba JSW zawczasu została otoczona przez policję, żeby nikt nie zakłócił obrad.
JSW to wprawdzie spółka górnicza, ale nie jedzie na jednym wózku z walczącą o przeżycie Polską Grupą Górniczą. Wydobywa węgiel koksujący i produkuje koks, a to jest zupełnie inny towar niż węgiel energetyczny. Dużo cenniejszy i bardziej poszukiwany. Dlatego JSW tylko w ostatnim kwartale osiągnęła zysk netto 409,8 mln zł, o 28,5 proc. wyższy niż w poprzednim kwartale. Nic więc dziwnego, że ministra Tchórzewskiego ręce świerzbią, ma pomysły, jak pieniądze JSW zagospodarować w innych obszarach energetyki. Tymczasem górnicy mają własne: chcą lepiej zarabiać, dlatego wpadli we wściekłość, gdy Tchórzewski wyszedł do demonstrujących związkowców i zaczął ich przekonywać, że już dziś zarabiają wystarczająco dużo.
Minister Tchórzewski wydrenuje JSW?
Daniel Ozon przekonał ich, nie bez racji, że szansą JSW jest inwestowanie pieniędzy w spółkę, a nie wydawanie ich na cele, które są miłe ministrowi Tchórzewskiemu. Związkowcy twierdzą, że Tchórzewski próbował wymusić na Ozonie, by JSW zainwestowała 1,5 mld zł w budowę nowego węglowego bloku w Elektrowni Ostrołęka, projektu, co do opłacalności którego wątpliwości mają nawet państwowe banki. To jednak ukochany projekt ministra, który w ramach obietnic przedwyborczych obiecał go mieszkańcom Ostrołęki, i teraz głupio mu się wycofać, tłumacząc, że to się ekonomicznie nie spina. A jakie to ma dziś znaczenie, że się nie spina? Tchórzewski jest szefem regionu ostrołęcko-siedleckiego PiS i po to ma dostęp do państwowej kasy, by realizować zobowiązania wobec swoich wyborców. Dlatego zależy mu też na ratowaniu Mostostalu, spółki ważnej dla rodzinnego miasta ministra, czyli Siedlec. A Ozon i na to żałował pieniędzy. Nic dziwnego, że Tchórzewski go nie lubił. Najzabawniejsze jest jednak to, że przed każdą awanturą o odwołanie prezesa JSW Tchórzewski wysyłał do górniczych związkowców pisma, w których zapewnia, że żadnych pieniędzy wyprowadzać z JSW nie zamierzał i nie zamierza. A oni mu nie wierzą.
Jan Dziadul: Skąd się wziął konflikt, który doprowadził do pierwszego za rządów PiS marszu górników na stolicę?
Tchórzewskiemu nie wychodzi
Ministrowi ostatnimi czasy marnie się wiedzie. Czego się dotknie, to mu nie wychodzi. Zaczął wojnę z elektrowniami wiatrowymi, bo PiS obiecał, a teraz wygląda na to, że trzeba się będzie z wiatrakami przeprosić. Obiecał, że węglowi pozostaniemy wierni, ale wygląda na to, że trzeba się będzie z nim rozstać. Obiecał, że ceny energii nie wzrosną, a dziś trzeba się pogodzić z radykalnym wzrostem cen. Pogłoski, że minister pożegna się ze stanowiskiem, pojawiały się już dawno, ale dziś nie widać chętnego, który by bałagan po Tchórzewskim ogarnął. Zobaczymy, co zrobi teraz Solidarność, która za dużo zainwestowała w obronę Ozona, by teraz tę dymisję przyjąć spokojnie. Związkowcy zdają sobie sprawę, że górnicza zadyma przed wyborami to ostatnia rzecz, jakiej rząd sobie może życzyć.
Czytaj także: Solidarność ma problem: solidaryzować się z pracownikami czy ze swoim rządem?