Wieloletni Plan Finansowy Państwa na lata 2019–22: już sama nazwa odstrasza od czytania. A jednak w tym monstrualnym dokumencie, przyjętym przez rząd w kwietniu tego roku, można znaleźć wiele ciekawych informacji. Jedna z nich dotyczyła zapowiadanego w marcu br. przez premiera Morawieckiego podatku cyfrowego, czyli specjalnej daniny pobieranej od największych firm technologicznych działających w Polsce, takich jak Facebook czy Alphabet (właściciel Google). Szef rządu obiecywał, że cyfrowi giganci zaczną wreszcie płacić w Polsce takie podatki, jak powinni. To oni mieli pomóc w sfinansowaniu pakietu prezentów pod nazwą „nowa piątka PiS”, ogłoszonego przed majowymi wyborami europejskimi.
W Wieloletnim Planie Finansowym znalazła się zapowiedź wprowadzenia podatku cyfrowego już w przyszłym roku. Na początku miał przynieść nieco ponad 200 mln zł rocznie. Jednak już wiemy, że giganci cyfrowi akurat Polską nie muszą się martwić. Uspokoił ich sam wiceprezydent USA Mike Pence, który podczas wizyty w Warszawie serdecznie podziękował naszemu krajowi za wycofanie się z planów opodatkowania sektora nowych technologii.
Konieczność zmiany przepisów
Zrobił to, zanim ktokolwiek z rządu przyznał, że nie chcemy drażnić Amerykanów. Taka danina obciążyłaby bowiem głównie firmy z USA, bo to one są liderami gigantycznego biznesu internetowego. Problem z nimi ma nie tylko Polska, ale cały świat. Alphabet, Facebook, Amazon, Apple i wiele innych gigantów do perfekcji opanowało żonglowanie swoimi pieniędzmi między różnymi krajami i płacenie dzięki temu jak najmniejszych podatków od zysków.
To, co robią, jest w pełni legalne, chociaż moralnie wątpliwe. Do walki z nimi w ubiegłym roku przystąpiła wreszcie Komisja Europejska, która opublikowała nawet specjalny raport.