Zaróżowiły się i zbłękitniały witryny popularnych sklepów z zabawkami. „Kraina Lodu 2” – z jasnowłosą Elsą, bałwanem Olafem i innymi bohaterami – najpierw w ramach kampanii promocyjnej pojawiła się tam, a potem weszła do kin. Animacja od trzech tygodni okupuje podium box office’u w Polsce i zapewne pozostanie tegorocznym liderem. Disney zarobił na tym filmie prawie miliard dolarów, z czego ponad połowę poza granicami USA. Polacy też, jak widać, dołożyli cegiełkę. A już pierwsza część filmu okazała się przed laty najpopularniejszą animacją studia wszech czasów.
Rynek zabawek nasyca się przy okazji. „Kraina Lodu 2” weszła do kin miesiąc przed Bożym Narodzeniem i pewnie trafi pod choinki w rozmaitych odsłonach, niekoniecznie jako film. Są w ofercie śpiewające Elsy, mówiący Olafowie, zamek Arendelle z klocków wielkości małego człowieka. Lalki klasyczne i duże, z włosami krótkimi i ekstremalnie długimi. Maszynka dołączona do zestawu sama plecie im warkocze. Warkocz osobno też można kupić. Tak jak diadem i różdżkę. Do tego notesy (pluszowe, z diamentami i zwykłe), gry, zegary, lampy, soundtracki, mikrofony i T-shirty. Cały ocean możliwości i zgryzota dla rodziców, i tak już zagubionych pośród zabawkarskich trendów.
Jednego wzoru
„Kraina Lodu” wyrosła na osobną markę. To rzadka sytuacja – i być może przedmiot wnikliwszych badań w przyszłości – gdy da się śledzić na żywo narodziny kultu i fandomu jednocześnie. Frozenmania („Frozen” to oryginalny tytuł filmu) w świecie dzieci jest tym, czym była Beatlemania w latach 60. dla nieco starszych odbiorców popkultury. Zwłaszcza że w obu przypadkach bohaterom się wtóruje – śpiewem. „Kraina Lodu” jest wszak w pewnym sensie musicalem.