Tworzą się nowe standardy robienia zakupów. Najpierw dezynfekcja dłoni – płyn odkażający powinien być umieszczony w widocznym miejscu tuż przy wejściu. Po pieczywo sięga się w foliowych rękawiczkach zabezpieczających przed złym dotykiem pozostałe bochenki. Coraz większe wzięcie ma chleb zawinięty w folię. Podobnie z warzywami; klienci wolą te już popakowane. Niektórzy domagają się od personelu, aby po każdym kupującym odkażał wózki i koszyki. Przed kasami wyklejono taśmami linie ułatwiające zachowanie odległości między klientami oraz dystansu do kasjera.
Ale szef handlowej Solidarności Alfred Bujara jest niezadowolony. Bo kasjerka w dyskoncie czy markecie każdego dnia obsługuje kilkaset osób, a często pracodawca nie zapewnia jej nawet rękawiczek ochronnych czy płynu do dezynfekcji. Nie mówiąc o ściankach z plexi oddzielających ją od klientów. Takie pojawiły się głównie w dużych sieciach. W rodzimych sklepach kasjerki najczęściej mają tylko rękawiczki, nierzadko własne, masek brak. A to powinien być obowiązkowy standard. Związkowiec domaga się też odgórnego ograniczenia liczby klientów – do 20 osób w dyskontach oraz 50 w marketach. Internauci donoszą, że np. w sieci Dino bywa tłoczno, ludzi często jest więcej. – Politycy zapewniają, że w sklepach nie zabraknie żywności, ale może zabraknąć pracowników – ostrzega Bujara. Nie żartuje.
Szturm na sklep
Kiedy zamknięto szkoły, żłobki i przedszkola, z zasiłku na opiekę skorzystało mnóstwo pracownic handlu. Okres przymusowej kwarantanny dzieci w zeszłym tygodniu został przedłużony do 11 kwietnia, więc matki pozostaną z nimi w domu. Doskwiera brak Ukraińców i Ukrainek, którzy do tej pory zdaniem Polskiej Izby Handlu stanowili aż 30 proc. załóg centrów dystrybucyjnych. Rząd nie pomyślał, żeby automatycznie przedłużyć im prawo pobytu i zezwolenia na pracę, więc wielu wyjechało.