Rynek

Sklepy pod specjalnym nadzorem

Nowe standardy robienia zakupów

Klienci boją się wirusa, kasjerki klientów. Każdy może być potencjalnym nosicielem, nikt nie czuje się bezpiecznie. Klienci boją się wirusa, kasjerki klientów. Każdy może być potencjalnym nosicielem, nikt nie czuje się bezpiecznie. Beata Zawrzel / Reporter
Sklepy spożywcze to już ostatnie miejsca publiczne, w których wolno się jeszcze gromadzić. Ale bez przesady: trzeba zachować półtorametrowy dystans albo stać na zewnątrz. Sami klienci pilnują odległości. Patrzą też sobie na ręce. I do koszyków.
E-zakupy żywności nie są w Europie zbyt popularne, Brytyjczycy kupują tak zaledwie 7 proc. artykułów spożywczych, Polacy jeszcze mniej, zaledwie 3 proc. Na gwałtowny wzrost zapotrzebowania handel okazał się nieprzygotowany.Tadeusz Zawadzki/Polityka E-zakupy żywności nie są w Europie zbyt popularne, Brytyjczycy kupują tak zaledwie 7 proc. artykułów spożywczych, Polacy jeszcze mniej, zaledwie 3 proc. Na gwałtowny wzrost zapotrzebowania handel okazał się nieprzygotowany.

Tworzą się nowe standardy robienia zakupów. Najpierw dezynfekcja dłoni – płyn odkażający powinien być umieszczony w widocznym miejscu tuż przy wejściu. Po pieczywo sięga się w foliowych rękawiczkach zabezpieczających przed złym dotykiem pozostałe bochenki. Coraz większe wzięcie ma chleb zawinięty w folię. Podobnie z warzywami; klienci wolą te już popakowane. Niektórzy domagają się od personelu, aby po każdym kupującym odkażał wózki i koszyki. Przed kasami wyklejono taśmami linie ułatwiające zachowanie odległości między klientami oraz dystansu do kasjera.

Ale szef handlowej Solidarności Alfred Bujara jest niezadowolony. Bo kasjerka w dyskoncie czy markecie każdego dnia obsługuje kilkaset osób, a często pracodawca nie zapewnia jej nawet rękawiczek ochronnych czy płynu do dezynfekcji. Nie mówiąc o ściankach z plexi oddzielających ją od klientów. Takie pojawiły się głównie w dużych sieciach. W rodzimych sklepach kasjerki najczęściej mają tylko rękawiczki, nierzadko własne, masek brak. A to powinien być obowiązkowy standard. Związkowiec domaga się też odgórnego ograniczenia liczby klientów – do 20 osób w dyskontach oraz 50 w marketach. Internauci donoszą, że np. w sieci Dino bywa tłoczno, ludzi często jest więcej. – Politycy zapewniają, że w sklepach nie zabraknie żywności, ale może zabraknąć pracowników – ostrzega Bujara. Nie żartuje.

Szturm na sklep

Kiedy zamknięto szkoły, żłobki i przedszkola, z zasiłku na opiekę skorzystało mnóstwo pracownic handlu. Okres przymusowej kwarantanny dzieci w zeszłym tygodniu został przedłużony do 11 kwietnia, więc matki pozostaną z nimi w domu. Doskwiera brak Ukraińców i Ukrainek, którzy do tej pory zdaniem Polskiej Izby Handlu stanowili aż 30 proc. załóg centrów dystrybucyjnych. Rząd nie pomyślał, żeby automatycznie przedłużyć im prawo pobytu i zezwolenia na pracę, więc wielu wyjechało.

Polityka 14.2020 (3255) z dnia 31.03.2020; Rynek; s. 39
Oryginalny tytuł tekstu: "Sklepy pod specjalnym nadzorem"
Reklama