„Gazeta Wyborcza” napisała o pewnym mikroprzedsiębiorcy, któremu ZUS odrzucił wniosek o zwolnienie ze składek. Zwolnienie wszystkich mikrofirm za okres od marca do maja 2020 r. to jedno z narzędzi wsparcia dla przedsiębiorców i ochrony miejsc pracy, które rząd obiecał w ramach tzw. tarczy antykryzysowej. Co poszło nie tak?
Czym i dla kogo jest tarcza antykryzysowa
To, co rząd nazywa tarczą antykryzysową, to w większości przepisy z 31 marca o zmianie ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych „z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem Covid-19, innych chorób zakaźnych i wywołanych nimi sytuacji kryzysowych”. Wprowadza zarówno zwolnienie ze składek ZUS dla najmniejszych firm (art. 31 zo), jak i możliwość ubiegania się o dofinansowanie do wynagrodzeń przez mikro, małe i średnie firmy, którym spadły obroty (art. 15 zzb), czy też 5 tys. pożyczki dla mikroprzedsiębiorców (art. 15 zzd).
Tarcza. Różne definicje w tej samej sprawie
Problem polega na tym, że w ustawie używa się dwóch różnych systemów definicji. W efekcie starosta powiatowy, dzielący środkami na dopłaty do wynagrodzeń i pożyczek, może uznać firmę za mikroprzedsiębiorstwo, ale dla ZUS będzie ona już za duża, więc zwolnienie ze składek jak na razie jej nie przysługuje.
Na potrzeby ustalania prawa do dopłat i pożyczek wykorzystywana jest definicja z art. 7 ust. 1 ustawy z 6 marca 2018 r. (Prawo Przedsiębiorców). W jej świetle mikroprzedsiębiorca w jednym z ostatnich dwóch lat obrotowych miał przychód poniżej 2 mln euro i zatrudniał średniorocznie nie więcej niż 10 pracowników w przeliczeniu na pełne etaty, z wyłączeniem pracowników przebywających na urlopach macierzyńskich, urlopach na warunkach urlopu macierzyńskiego, urlopach ojcowskich, rodzicielskich i wychowawczych, a także zatrudnionych w celu przygotowania zawodowego.