W środę wreszcie będzie je można legalnie wypożyczyć. Mimo apeli wielu samorządowców przez cały kwiecień tysiące rowerów miejskich stało bezczynnych w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu i wielu innych polskich miastach. Rząd stwierdził, że u szczytu pandemii są one wyjątkowo niebezpieczne, i nakazał zamknięcie popularnych wypożyczalni. Nie zezwolił na korzystanie z takich jednośladów nawet w rękawiczkach. Oficjalnie chodziło o bezpieczeństwo, ale podobnych obiekcji rządzący nie mieli w przypadku elektrycznych hulajnóg czy aut na minuty. Chociaż te środki transportu również nie są dezynfekowane po każdym korzystającym, mogły cały czas działać bez przeszkód. Nawet jazda na własnym rowerze aż do 20 kwietnia była mocno ryzykowna. Z powodu niejasnych przepisów część rowerzystów słusznie bała się mandatów, nawet gdy podróżowała do pracy, a nie dla przyjemności. Surowo zakazany był przejazd przez parki czy wzdłuż rzek, chociaż tamtędy wiodą liczne ważne ciągi rowerowe.
Świat stawia na cyklistów, dla PiS to lewactwo
Taka antyrowerowa polityka rządu dziwić raczej nie powinna, skoro były minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski już cztery lata temu ogłaszał, że cykliści (razem z wegetarianami) są dla PiS symbolem zgniłego lewackiego Zachodu. Tymczasem rower w trudnych czasach jest najlepszą alternatywą dla komunikacji miejskiej, do korzystania z której rząd przecież także zniechęca, utrzymując absurdalne limity liczby pasażerów. Nic dziwnego, że szereg miast (nie tylko Europy Zachodniej) rower promuje, by nie doprowadzić do realizacji czarnego scenariusza.