Jak przyciągnąć gości w czasach, gdy wiele osób nawet nie myśli o zagranicznych wakacjach, a linie lotnicze i biura podróży walczą o przetrwanie? Paradoksalnie rozwiązanie jest proste, chociaż również niezwykle ryzykowne. Wystarczy po prostu nie wymagać od turystów wykonywania testów na obecność koronawirusa i nie grozić im kwarantanną po przyjeździe. Wówczas można się znaleźć w „ekskluzywnym” klubie krajów, które mimo pandemii zapraszają wszystkich na takich samych warunkach jak wcześniej. Na krótkiej liście takich miejsc, do których można polecieć z Polski, są dzisiaj m.in. Dominikana, Meksyk i należąca do Tanzanii wyspa Zanzibar.
Wszystkie te kraje cieszyły się dużym zainteresowaniem już w środku zimy. – Brak konieczności wykonywania testów okazał się świetną reklamą. Na przykład na Zanzibar, na który latamy od 11 lat, planowaliśmy jeden rejs tygodniowo z Warszawy. Jednak szybko dodaliśmy lot z Katowic, a potem jeszcze z Wrocławia. Także Dominikana była popularniejsza niż w poprzednich sezonach – podkreśla Piotr Henicz, wiceprezes biura podróży Itaka i Polskiej Izby Turystyki.
Niestety, ten brak obostrzeń nie oznacza, że są na świecie miejsca w cudowny sposób odporne na koronawirusa. W Meksyku pandemia osiągnęła ogromne rozmiary i już dawno wymknęła się spod kontroli. Z kolei prezydent Tanzanii John Magufuli zapewniał, że w jego kraju żadnego koronawirusa nie ma, bo chroni przed nim wiara, i nie chciał nawet kupować szczepionek. Tyle że Magufuli niedawno zmarł – oficjalnie na serce, nieoficjalnie z powodu powikłań pocovidowych. Jego następczyni Samia Suluhu zaczyna zmieniać państwową politykę w sprawie pandemii i być może Zanzibar już nie będzie tak łatwo dla każdego dostępny.
Paszporty zdrowotne
Jednak na razie to właśnie takie miejsca, jak Zanzibar czy Meksyk, dzięki swojej ryzykownej polityce mogły choć częściowo podtrzymać branżę turystyczną przy życiu.