Pandemia okazała się ogromnym wyzwaniem dla łańcuchów dostaw produktów świeżych. Który moment był najtrudniejszy?
Z pewnością marzec ubiegłego roku, kiedy w Polsce wystąpiły pierwsze przypadki zachorowań i w ciągu kilku dni doszło do panicznych zakupów w sklepach. Wielu konsumentów bało się zakłóceń w dostawach żywności i zaczęło kupować na zapas. Popyt wzrósł bardzo gwałtownie. Producenci żywności chcieli wykorzystać nadarzającą się szansę i zwiększyć dostawy swoich produktów do sklepów, ale to nie było wcale proste.
Dlaczego?
Jako operatorzy logistyczni jesteśmy przygotowani do dwóch szczytów dostaw – przed Wielkanocą i przed Bożym Narodzeniem, gdy tradycyjnie klienci robią największe zakupy spożywcze. Pierwsza fala pandemii zaczęła się w marcu, kiedy takiego szczytu nie planowaliśmy. Mamy określoną liczbę pojazdów – np. Fresh Logistics wykorzystuje 570 naczep-chłodni do obsługi dostaw produktów świeżych. W rozmowach z naszymi klientami wyjaśnialiśmy im, w jakiej mierze ich zlecenia są możliwe do zrealizowania. Byliśmy dobrze przygotowani do tej sytuacji.
Co pomogło?
Przede wszystkim zaangażowanie pracowników, budowana przez wiele lat kultura organizacyjna oparta na lean management oraz wcześniejsze inwestycje w zdalne systemy zarządzania dostawami i digitalizację wszystkich procesów. Dzięki temu byliśmy w stanie przejść w krótkim czasie na pracę zdalną w maksymalnym możliwym wymiarze. Zabezpieczaliśmy również pracowników magazynowych i kierowców, wprowadzając zasady i środki ochrony dostosowane do specyfiki wykonywanej przez nich pracy. Były to między innymi maseczki, dystans i dezynfekcja, które dzisiaj są dla wszystkich oczywiste, ale na początku pandemii wcale tak jeszcze nie było.