Endogenne to nowe trudne słowo, które od niedawna zagościło w słowniku premiera Morawieckiego. Tak jak kiedyś nieustannie powtarzał o pułapce średniego rozwoju, z jakiej musimy się wyrwać, tak teraz mówi o rozwoju endogennym. Taki rozwój – według niego – staje się dziś dzięki polityce rządu udziałem polskiej gospodarki. „Nie chcemy już być nastolatkami, którzy liczą na kieszonkowe, które spływa wraz z kapitałem zagranicznym. Liczymy na endogenne struktury wzrostu, na mechanizmy wewnętrzne, ale właśnie w bardzo ścisłej współpracy z partnerami zagranicznymi” – mówił podczas niedawnego Niemiecko-Polsko-Czeskiego Forum Nauki w Dreźnie.
„Nasz wzrost jest coraz mocniej oparty o wewnętrzne czynniki i stabilny system finansów publicznych, ale jednocześnie oczywiście bardzo dobrze jest nam rozwijać się w ramach układu globalnego i europejskiego” – przekonywał uczestników Kongresu 590 w Rzeszowie. Poparł pogląd wygłoszony wcześniej przez prezesa NBP Adama Glapińskiego, że „bez środków unijnych, którymi teraz nas się szantażuje, jesteśmy w stanie doskonale zapewnić sobie dynamiczny rozwój”, bo polska gospodarka jest w kondycji, w jakiej nie była „od czasów rozbiorów”.
Premier, by zilustrować ten endogenny sukces gospodarczy, posłużył się przykładem przyjętego właśnie krajowego programu budowy dróg i autostrad do 2030 r. Przewiduje on wydanie 300 mld zł, z czego 80 proc. będzie pochodziło z budżetu państwa, a jedynie 20 proc. z funduszy UE – tłumaczył. Podkreślał, że za czasów PO proporcje były odwrotne. Zapomniał tylko dodać, że ten plan to na razie ekonomiczna futurologia, bo nie wiadomo, kto będzie w kolejnych latach rządził ani co znajdzie się w przyszłych budżetach. Nie wiadomo też, co będzie z budżetem UE po 2027 r.