Coś wisiało w powietrzu już po wręczeniu tegorocznej nagrody Nike. Zwykle książka laureata rzucałaby się w oczy od razu po wejściu do każdej polskiej księgarni. W tym roku już nie wszędzie można było kupić świetny „Kajś” Zbigniewa Rokity, nie z winy wydawcy.
Błyskawicznymi dodrukami tytułów, którymi szczególnie zainteresowali się czytelnicy, nie może reagować nawet ogromne wydawnictwo Rowohlt z Hamburga. Niemiecka telewizja ZDF alarmuje, że drukarnie mają wprawdzie zapasy, ale trzymają je wyłącznie na wcześniej zarezerwowane tytuły. Więc Robert Hoellein z CPI, największej w Europie drukarni książek dostarczającej na rynek nawet 700 tys. egzemplarzy dziennie, cieszy się, że dzięki wieloletnim relacjom biznesowym z producentami w ogóle jeszcze dostaje zamówiony papier. Niestety, już po znacznie wyższych cenach. Niektóre gatunki papieru zdrożały nawet o 70 proc. I to nie koniec.
Niemcy są czwartym, po Chinach, Stanach Zjednoczonych i Japonii, producentem papieru na świecie. Cała Europa dostarcza 25 proc. światowej produkcji, ale jedne tylko Chiny – ponad 26 proc. Polska papieru na książki i prasę kolorową, a nawet gazety, nie wytwarza. Musimy go importować. Brak podstawowego surowca uderza więc w naszych wydawców co najmniej tak mocno jak w niemieckich. Uderza we wszystkich. Robert Jan de Rowij, właściciel wydawnictwa Wilco z Amsterdamu, mówi, że zwykle zamawiał papier na kilka tygodni przed drukiem, teraz z co najmniej czteromiesięcznym wyprzedzeniem.
Najbardziej drożeje papier lepszego gatunku, kredowy. Natomiast tektury na twarde okładki książek nawet po dużo wyższych cenach dostać już nie sposób. Nie ukaże się więc przed nowym rokiem wiele kalendarzy ściennych. Pięknie wydane albumy z malarstwem po starych cenach będą już nie do kupienia.