Przez pierwsze miesiące tego roku spłacający kredyty frankowe mieli nadzieję, że kurs szwajcarskiej waluty wreszcie się ustabilizował. Frank kosztował 4,10–4,20 zł, ale to jednak już przeszłość. Od września nasz pieniądz zaczął się szybko osłabiać, a pod koniec listopada kurs doszedł do poziomu ok. 4,50 zł za jednego franka. Niewielkie umocnienie złotego w grudniu poprawiło sytuację kredytobiorców tylko w niewielkim stopniu. Nic dziwnego, że coraz więcej osób zastanawia się, co zrobić w tej sytuacji. Perspektywy dla złotego są mało optymistycznie przy bardzo wysokiej inflacji w Polsce i mocno spóźnionej reakcji Rady Polityki Pieniężnej.
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zachęca frankowiczów do rozmów z bankami i rozważenia propozycji ugód. Z tym jednak związanych jest kilka problemów. Wciąż nie wszystkie banki takie ugody oferują. Poza tym trudno mówić w tej sytuacji o negocjacjach. Propozycje ze strony instytucji finansowych są po prostu prezentowane klientom, którzy mogą je przyjąć lub odrzucić. Najczęściej banki oferują przeliczenie kredytu frankowego na złotowy i przejście na oprocentowanie WIBOR (powiązane z naszymi stopami procentowymi). Taka operacja dotyczy zarówno już zapłaconych rat, jak i tych przyszłych.
Ugody pozwalają uniknąć długiego sporu sądowego, ale ich korzyści są zdecydowanie mniejsze niż w przypadku unieważnienia kredytu frankowego. Poza tym kryje się w nich pułapka, którą jest przejście na oprocentowanie właściwe kredytom złotowym. Tymczasem Rada Polityki Pieniężnej po długiej bierności zaczęła, i to w dość szybkim tempie, podnosić stopy procentowe. W tej chwili podstawowa stopa wynosi 1,75 proc. (kilka miesięcy temu była na poziomie zaledwie 0,1 proc.). Trudno powiedzieć, o ile stopy wzrosną w przyszłym roku. Wielu analityków zakłada, że dojdą przynajmniej do poziomu 3 proc.