Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Przystanek Polska

Przystanek Polska. Jak sobie u nas radzą ukraińskie firmy?

Lwowska Manufaktura Czekolady Natalii Dubowej w 2012 r. miała sklepik na rynku w Krakowie. Wtedy zrezygnowali z powodu wysokiego czynszu. Lwowska Manufaktura Czekolady Natalii Dubowej w 2012 r. miała sklepik na rynku w Krakowie. Wtedy zrezygnowali z powodu wysokiego czynszu. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl
Polska jest dla ukraińskiego biznesu atrakcyjna jako rynek zbytu i punkt zahaczenia w Unii Europejskiej. Ale relokacji firm za granicę sprzeciwia się ukraiński rząd.
Lwowska Manufaktura Czekolady Natalii Dubowej dziś chce ze sprzedażą wrócić do Polski.Prom Market Lwowska Manufaktura Czekolady Natalii Dubowej dziś chce ze sprzedażą wrócić do Polski.

Wywołana przez Putina wojna zrujnowała ukraińską gospodarkę. Według prognozy Banku Światowego ukraiński PKB skurczy się o 45 proc. Prognoza ta określana jest mianem zachowawczej. Tamtejszy rząd myśli o przyszłości, odbudowa zrujnowanej infrastruktury już ruszyła na terenach wyzwolonych spod rosyjskiej okupacji. Ale ile to potrwa, trudno przewidzieć. Ołeksandr Borzhemsky, dyrektor generalny Artel, jednego z większych w Ukrainie producentów chemii budowlanej, mówi, że dwa zakłady firmy znajdują się w Borodziance, która została przez najeźdźców nieomal zrównana z ziemią. Ołeksandr mówi o agresorach „orki”: – Bomb na fabryki akurat nie zrzucili, widocznie mieli plan przejęcia i wykorzystania zasobów. Ale nie zdążyli, a gdy tylko dotarło do nich, że zostaną z Borodzianki wyparci przez nasze wojsko, rozkradli, co się dało: maszyny, półprodukty, wyposażenie laboratorium. I zaminowali teren. Więc na razie nie jesteśmy w stanie oszacować skali zniszczeń, bo nie możemy tam wejść – opowiada i pokazuje na smartfonie zdjęcie bramy zakładu, na której „orki” nabazgrały wielką literę V.

Wznowienie przez firmę działalności uzależnione jest też od odbudowy infrastruktury, a okoliczne drogi usiane są lejami po bombach, mosty zniszczone, gazociągi i linie energetyczne pozrywane. Logistyka jest więc sparaliżowana. Nie wiadomo, jaki jest los części załogi. Ołeksandr od dwóch tygodni nie może się jej doliczyć. W Borodziance zatrudnionych było ponad 150 osób. Większość mężczyzn zgłosiła się do armii albo do obrony terytorialnej, część personelu ewakuowała się do zachodnich obwodów, ale część starała przeczekać piekło w ukryciu. Przede wszystkim w piwnicach. Wiele z nich po bombardowaniach zamieniła się w groby. – Minęło już sporo czasu od wyparcia stąd ruskich, ale w dalszym ciągu nie mamy z wieloma naszymi kontaktu.

Polityka 17.2022 (3360) z dnia 19.04.2022; Rynek; s. 42
Oryginalny tytuł tekstu: "Przystanek Polska"
Reklama