Współpraca Electronic Arts (EA), amerykańskiego producenta gier wideo, z międzynarodową federacją piłki nożnej FIFA zaczęła się już w 1994 r., kiedy powstała pierwsza gra komputerowa „FIFA International Soccer”. Można w niej rozgrywać symulowane mecze w pojedynkę, ze znajomymi lub w zawodach online. Co roku wydawano kolejne edycje, w których stopniowo dodawano nowe elementy rozgrywki, jak np. możliwość symulacji kariery menedżera czy zawodnika w wybranym licencjonowanym klubie, a także rozgrywanie popularnych turniejów – m.in. Ligi Mistrzów i Ligi Europy UEFA.
W tym roku „FIFA 23”, 30. odsłonę gry, naznaczy jednak koniec legendarnej współpracy. EA nie doszło do porozumienia z federacją w kwestii przedłużenia umowy partnerskiej, co studio ogłosiło we wtorek 10 maja. Jak informuje Reuters, EA zaproponowało wydłużenie współpracy o kolejne osiem lat, jednak FIFA nie chciała udostępnić praw na wyłączność jednemu wydawcy, jak miało to miejsce do tej pory. „New York Times” podaje również, że federacji zależało na zwiększeniu, przynajmniej dwukrotnie, kwoty przekazywanej co roku przez twórcę słynnej gry – dotychczas wynosiła 150 mln dol. rocznie.
Electronic Arts na spalonym?
EA to twórca takich gier jak „The Sims”, „Need for Speed” czy „Battlefield”, a także licencjonowanych tytułów sportowych sygnowanych logo „EA Sports” – wśród nich oprócz gier „FIFA” są m.in. symulator Formuły 1, mieszanych sztuk walki UFC czy hokejowego NHL. Gry EA dostępne są w wersji na komputer i konsole Playstation czy Xbox. Łącznie EA zrzesza wokół siebie 580 mln graczy rocznie, z czego ponad 150 mln to gracze serii „FIFA”. Produkcje studia cieszą się dużą popularnością także w Polsce – w 2019 r. z łącznie 5,3 mln sprzedanych w kraju gier wśród trzech najpopularniejszych tytułów znalazły się jednocześnie „FIFA 20” i „FIFA 19”. Z kolei spośród 20 najchętniej kupowanych przez Polaków tytułów aż osiem było autorstwa EA.
Wraz z komunikatem spółki o zakończeniu najbardziej dochodowej współpracy w jej portfolio EA udostępniło także wyniki finansowe za zeszły rok obrotowy (od kwietnia 2021 do marca tego roku). Co zaskakujące, pomimo zakończenia początkowej fazy pandemii, gdy w wielu krajach obowiązywał sprzyjający domowym rozrywkom lockdown, w zeszłym roku firma wygenerowała przychody większe o 24,2 proc. względem poprzedniego, praktycznie w pełni pandemicznego roku. Studio gamingowe łącznie zarobiło prawie 7 mld dol., z czego kilka miliardów pochodzi ze sprzedaży gier z serii „FIFA” i modułu FIFA Ultimate Team, który pozwala graczom tworzyć własne, unikalne drużyny na bazie piłkarzy dostępnych w grze. Utrata najbardziej rozpoznawalnej produkcji studia może znacząco odbić się na jego wynikach sprzedażowych w następnych latach. EA ma jednak plan, jak do tego nie dopuścić.
EA minus FIFA. Czy to sytuacja podbramkowa?
Amerykańskie studio zamierza kontynuować produkcję swojego flagowego symulatora rozgrywek piłkarskich, ale pod zmienioną nazwą. Umowa z FIFA umożliwiała mu posługiwanie się nazwą gry taką samą jak nazwa federacji i udostępniała licencje na organizowane przez nią międzynarodowe turnieje, m.in. mistrzostwa świata w piłce nożnej. Po tegorocznej edycji gry następne wydania mają mieć nazwę „EA Sports FC” – niczym klub piłkarski. Na korzyść producenta działa fakt, że wraz z końcem partnerstwa z FIFA nie wygasają jego umowy na licencje zawodników, stadionów czy lig piłkarskich – EA nadal ma prawa do najpopularniejszych i cenionych lig, w tym angielskiej Premier League, hiszpańskiej La Ligi, niemieckiej Bundesligi czy europejskich rozgrywek UEFA, w tym klasyka, jakim jest Liga Mistrzów. Największym wyzwaniem, które czeka EA, jest przekonanie graczy, że „EA Sports FC” to tak naprawdę kolejna odsłona gry z serii „FIFA”, tylko z innym tytułem na pudełku.
Ci z kolei podczas wizyty w sklepie mogą być trochę zmieszani. FIFA nie bez powodu nie dążyła do przedłużenia współpracy z EA, planuje bowiem rozpocząć współpracę z innymi studiami gamingowymi. Oznacza to kontynuację serii i sprzedaż kolejnych tytułów pod szyldem federacji: „FIFA 24”, „FIFA 25” itd. Jak podkreśla jej przewodniczący Gianni Infantino, rzucając rękawicę EA – gry z tej serii pozostaną najlepsze na rynku. Istnieje szansa, że na przestrzeni lat jego słowa okażą się prawdą – po zawiązaniu partnerstwa z innym producentem gier wideo to właśnie on będzie mógł posługiwać się globalnie rozpoznawalną nazwą, czym mogą być zainteresowani przedstawiciele krajowych lig piłkarskich. EA może przez to stopniowo tracić kolejne licencje i przegrywać konkurencję z wieloletnim sojusznikiem.
eFootball. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta
W środowisku sympatyków e-futbolu od lat panował spór co do tego, która gra jest lepsza – „FIFA” od EA czy „Pro Evolution Soccer” od japońskiego studia Konami. W ostatnim czasie „PES” ewidentnie przegrywał tę batalię, bo to „FIFA” zdominowała rynek, a produkcja Japończyków, przechrzczona na „eFootball”, stała się dostępna w wersji free-to-play, w związku z czym gracze mogli pobrać produkcję za darmo. Miało to przyciągnąć więcej użytkowników, a następnie skusić ich do zakupu płatnych już dodatków. Konami może skorzystać na rozłamie po stronie konkurenta – być może gracze, kierowani sentymentem do „dawnych czasów” współpracy EA z FIFA, przypomną sobie o „Pro Evolution Soccer” i po wypróbowaniu „eFootball” zostaną przy nim na dłużej.
Tym bardziej że na horyzoncie pomału wyłania się scenariusz znany z telewizyjnych licencji na transmisję sportowych rozgrywek – stacja A ma prawo do ligi włoskiej, stacja B do ligi angielskiej, a stacja C do ligi polskiej. Każda oferuje osobny abonament, więc telewidzowie albo wykupują je wszystkie, albo zadowalają się wybranymi. Być może w najbliższych latach fanów piłkarskich symulatorów czeka podobny los. W jednej grze będzie dostępna licencjonowana liga angielska, w innej Liga Mistrzów, a w innej polska Ekstraklasa, przez co zmuszeni będą do dokonania trudnego wyboru przy sklepowych (lub wirtualnych) półkach. Albo skusi ich darmowa i równie kultowa produkcja Konami.
Rozbicie rynku zdaje się jednak nie być korzystną sytuacją dla graczy, zwłaszcza okazjonalnych. Ostatecznie może się to przełożyć na spadek zainteresowania segmentem piłkarskich gier komputerowych – w takim układzie trendy w jeszcze większym stopniu będą wyznaczać e-sportowcy, czyli profesjonalni gracze komputerowi, którzy biorą udział w specjalnych turniejach i często relacjonują swoje rozgrywki przez platformy YouTube lub Twitch. Jest nadzieja, że koniec kultowego partnerstwa nie zdestabilizuje gamingowego rynku – wiele będzie jednak zależało od dalszych działań EA i skuteczności kontry federacji FIFA na arenie gier wideo. A w ostateczności ponownie spotkamy się na osiedlowych boiskach…