Tak, tak, ten sam Tchórzewski, którego niedawno jeszcze opozycja chciała stawiać przed Trybunałem Stanu. Ten sam, który jako minister energii narobił w energetyce tyle szkód i strat. To przecież ojciec węglowej elektrowni Ostrołęka C. Na jego polecenie rozpoczęto inwestycję, która nie miała ekonomicznego sensu, do tego stopnia, że nawet w PiS szybko to zrozumiano. Trzeba było budowę przerwać, a postawione już konstrukcje pracowicie zburzyć. To budowanie, a potem burzenie kosztowało ponad 1 mld zł, które zostały nam dopisane do rachunku za prąd. Tchórzewski skomentował to lakonicznie: Polskę na to stać.
Bałagan Tchórzewskiego
To Tchórzewski zrealizował koncepcję połączenia deficytowych śląskich kopalń z państwowymi koncernami elektroenergetycznymi i finansowania górników z rachunków za prąd i gaz. Z kas spółek energetycznych przepompowano do Polskiej Grupy Górniczej 2,3 mld zł – formalnie jako należność za akcje PGG. Oczywiście była to fikcja, bo z tytułu bycia akcjonariuszami energetycy na górnictwo żadnego wpływu nie mieli. Miał je za to Tchórzewski. W ostatnich dniach PGE sprzedało Skarbowi Państwa swój pakiet górniczych akcji, za który zapłaciło kilkaset milionów. Cena... 1 zł. Tak w Polsce inkasuje się windfall tax, czyli podatek od nadzwyczajnych zysków.
Czytaj więcej: Czy Polskę stać na kuriozalne projekty?
To dziełem Tchórzewskiego była antywiatrakowa krucjata, która nie tylko zablokowała powstawanie nowych źródeł energii odnawialnej, ale nawet wykreowała plan likwidacji już istniejących instalacji.