Zamach na lichwę
Stop lichwie? Rząd uderza w branżę pożyczkową. Intencje dobre, skutek żałosny
Są dokumenty, które rodzą się długo i w bólach. Taki m.in. jest los ustawy pod tytułem „W celu przeciwdziałania lichwie”. Przyjął ją niedawno Sejm, teraz kolej na Senat. Tymczasem z uzasadnienia do nowych przepisów wynika, że ich twórcy od dawna planowali uderzenie w branżę pożyczkową. Posłużyli się bowiem danymi pochodzącymi sprzed pięciu lat i chyba zapomnieli je uaktualnić.
Burzliwe losy ustawy są efektem napięć w samym rządzie. Za orędownika krucjaty antylichwiarskiej uchodzi środowisko ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, który chętnie obsadza się w roli obrońcy najsłabszych i najbiedniejszych. Dużo bardziej sceptyczny miał być Mateusz Morawiecki. Jednak skoro w ostatnich miesiącach lider Solidarnej Polski rośnie w siłę, a premier nie wie, czy zaraz nie straci stanowiska, to resort sprawiedliwości rozdaje karty. Najpierw udało mu się zdobyć poparcie rządu, a potem przepchnąć projekt przez Sejm, w którym wcześniej utknął na kilka miesięcy.
Wszystko do obniżki
Sedno nowych przepisów sprowadza się do ograniczenia pozaodsetkowych kosztów pożyczek i kredytów. Akurat te kwestie do najprostszych nie należą. Kto bierze kredyt w banku czy korzysta z usług firm pożyczkowych, ten ponosi dwa rodzaje dodatkowych kosztów. Pierwsze to zwykłe odsetki. Ich maksymalna wysokość zmienia się w zależności od stóp procentowych ustalanych przez Radę Polityki Pieniężnej. Wynosi dokładnie dwukrotność sumy bieżącej stopy referencyjnej plus 3,5 proc. W tej chwili roczne odsetki nie mogą przekraczać 20,5 proc. Dużo, ale na tym nie koniec. Zarówno banki, jak i firmy pożyczkowe żądają dodatkowych opłat. Nazywane są najczęściej prowizją za udzielenie kredytu czy pożyczki. Do tego często dochodzi obowiązkowe ubezpieczenie, czasem też opłata za obsługę domową, jeśli po odbiór rat przychodzi pracownik firmy finansowej.