Balcerowicz nie chce odejść
Balcerowicz nie chce odejść. Lewica go nie znosi. Czyżby znów miał rację?
Nasza gospodarka już nie jest taka, jaką chciał budować dwukrotny wicepremier (najpierw w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, potem Jerzego Buzka), a następnie prezes NBP. Polska dzisiaj na pewno nie jest liberalna, ale czy stała się bardziej solidarna? Czy solidarny jest kraj, w którym inflacja sięgnęła 18 proc. i ciągle rośnie? Kiedy Balcerowicz opuszczał w 2007 r. fotel prezesa NBP, roczna inflacja, najbardziej bezlitosna dla starych, chorych i niezamożnych, wynosiła 2,3 proc., a za dolara trzeba było płacić 2,80 zł. Polacy uwierzyli, że złoty może być walutą stabilną, w której warto trzymać oszczędności.
Do tej pory pamiętaliśmy mu raczej galopującą inflację, za którą wielu winiło terapię szokową, w 1990 r. roczne tempo wzrostu cen sięgnęło 600 proc. Symbolem liberalizmu stała się „niewidzialna ręka rynku”. Wielu polityków i z prawej i z lewej strony oskarżało Balcerowicza o rzekome forsowanie dzikiego kapitalizmu, bez oglądania się na koszty społeczne. Transformacja „balcerowiczowska” nie ma dziś publicznych obrońców, także większość społeczeństwa oczekuje od państwa większej aktywności w gospodarce, co Leszek Balcerowicz nieodmiennie uważa za błąd.
W swojej najnowszej książce „Odkrywając wolność 2. W obronie rozumu” Leszek Balcerowicz nie nawiązuje bezpośrednio do naszej najnowszej polityki, czytelnikowi porównania i tak nasuwają się same. To drugi już tom esejów najwybitniejszych światowych ekonomistów, ale też filozofów, jak Leszek Kołakowski. Ich wyboru dokonał Leszek Balcerowicz, dokładając do nich własne teksty. Zbiór przygotowało Wydawnictwo Czerwone i Czarne.
Autorzy przekonują, że najważniejsza jest wolność, zwłaszcza w relacjach jednostka – państwo. Bez wolności nie ma praworządności ani równości szans.