To miał być pierwszy Czarny Piątek ze szczególną ochroną klientów. Zgodnie z unijną dyrektywą sklepom nie wolno oszukiwać na promocjach, czyli chwalić się obniżkami cen niezgodnymi z rzeczywistością. Dzisiaj to nagminna praktyka, zwłaszcza w internecie. Rzekome przeceny sięgające kilkudziesięciu procent często nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, bo na przykład tuż przed Czarnym Piątkiem (w tym roku 25 listopada) sklepy najpierw podnoszą ceny, by zaraz potem triumfalnie je obniżyć. Niestety, Polska wciąż nie wdrożyła unijnej dyrektywy chroniącej konsumentów, chociaż miała na to czas do maja tego roku. Widocznie rząd w nawale obowiązków zapomniał o interesie klientów. Ciężko zatem sprzedawców za takie naganne praktyki ukarać.
Kupujący muszą sami mieć się na baczności i dokładnie sprawdzać, czy rzekome okazje naprawdę się opłacają. Tym bardziej że chociaż w Polsce Black Friday jest powszechnie używanym hasłem reklamowym, to już faktyczne bonusy okazują się często symboliczne. Według badań firm Deloitte i Dealavo, przeprowadzonych w ubiegłym roku w 800 sklepach internetowych, średnie obniżki cen w Black Friday 2021 wyniosły zaledwie 3,6 proc. w porównaniu ze zwykłym piątkiem tydzień wcześniej. W tym roku będzie zapewne jeszcze gorzej, bo przecież cała gospodarka, w tym handel, zmaga się z wysoką inflacją.
Na to, że powinniśmy ograniczyć nasze oczekiwania, wskazuje badanie przeprowadzone niedawno przez operatora płatności Tpay wśród zarządzających sklepami internetowymi. Chociaż ponad 80 proc. z nich szykuje okazje na Black Friday, większość przyznaje, że będą jeszcze mniej szczodre niż w ubiegłych latach. Połowa serwisów zrezygnuje z bezpłatnej dostawy, jedna trzecia obniży ceny skromniej niż poprzednio, a prawie jedna piąta skróci czas obowiązywania promocji.