Mamy wasze pieniądze. I co nam zrobicie?
Wielka afera w NCBiR. Mamy wasze pieniądze. I co nam zrobicie?
Aferę na światło dzienne wyciągnął Mariusz Gierszewski z Radia Zet, który poinformował, że 26-latek z Gdańska, czasowo zatrudniony w gastronomii, założył firmę pięć dni po ogłoszeniu konkursu i nagle dostał 55 mln zł publicznych pieniędzy. Na co? Tego mu w NCBiR nie zdradzono. Pojawiły się podejrzenia, że to kolejny sposób, jaki wymyśliło PiS na transferowanie publicznych pieniędzy do prywatnych kieszeni swoich sympatyków. Podejrzenia zaczęły graniczyć z pewnością, gdy okazało się, że jeszcze więcej, bo prawie 123 mln zł, w tym samym konkursie „Szybka ścieżka” NCBiR przyznało innej firmie bez dorobku, tym razem z Białegostoku. To wykryli kilka dni później posłowie Michał Szczerba i Dariusz Joński. Zażądali kontroli NIK i OLAF (Europejski Urząd do spraw Zwalczania Nadużyć Finansowych). Inni beneficjenci tego konkursu dostali sumy mniejsze niż 10 mln zł, a średnia dotacja wynosiła 5,5 mln zł. Dotacje pochodzą ze środków unijnych, dlatego OLAF ma prawo kontrolować, czy rozdzielono je właściwie.
Wybuchła afera, przy której nawet 40 mln zł, jakie Ministerstwo Edukacji i Nauki nie tak dawno przyznało zaprzyjaźnionym fundacjom na zakup po okazyjnych cenach kilku budynków od kontrolowanego przez państwo Polskiego Holdingu Nieruchomości, wyraźnie blednie.
Przez założone w 2009 r. Narodowe Centrum Badań i Rozwoju przepływają unijne miliardy na granty dla młodych firm, które przedstawią projekty dające szansę na unowocześnienie gospodarki. Od NCBiR zależy, kto je dostanie. Nadzoruje je obecnie Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej. Jeśli ewentualna kontrola rozdziału środków potwierdzi nieprawidłowości, to ich autorów szukać się będzie zapewne w ministerstwie. A zacząć trzeba będzie od przyjrzenia się roli Jacka Żalka, wiceministra tego resortu.