Złapani w sieci
Czarno o zielonej energii. Wpadła w sieci państwowych spółek, a PiS jej nie lubi
Na początku czerwca w Hucie Stalowa Wola premier Mateusz Morawiecki i przewodniczący NSZZ Solidarność Piotr Duda pod okiem prezesa Kaczyńskiego uroczyście podpisali porozumienie. Określono w nim warunki, na jakich „S” gotowa jest poprzeć PiS w nadchodzących wyborach. Jedno z najważniejszych ustaleń dotyczy aktualizacji Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. (PEP2040). To kluczowy dokument wyznaczający tempo i kierunek zmian w naszej energetyce. Musi uwzględniać realia ekonomiczne, transformację technologiczną i politykę klimatyczną Unii Europejskiej. Prace właśnie zbliżają się do finału, ale Solidarności bardzo nie podoba się plan dekarbonizacji energetyki. Bo z projektu wynika, że tempo odchodzenia od węgla będzie szybsze, niż pierwotnie górnicy się spodziewali. Jeszcze przed 2040 r. produkcja energii elektrycznej z węgla może stracić rację bytu. A przecież rząd obiecał górnikom, że będą fedrować do 2049 r. Kto zatem zużyje ten węgiel, jeśli już dziś elektrownie palą importowanym?
Na razie wynegocjowano zawieszenie broni. Rząd do wyborów wstrzyma prace nad PEP2040, a „S” nie będzie go atakować. PiS obiecał też, że jeśli utrzyma władzę, to górnicy będą mogli współtworzyć politykę energetyczną. Takie porozumienie jest Kaczyńskiemu potrzebne nie tylko, by uspokoić górników, ale także, by pozbawić paliwa wyborczego koalicjanta, czyli Suwerenną Polskę. Ziobryści liczyli, że przeciągną górników na swoją stronę, przekonując, że PEP2040 jest dowodem na miękiszoństwo Morawieckiego i całego PiS. Bo należy blokować transformację energetyczną UE i bronić polskiego węgla, a nie słuchać ekologów i zwolenników energetyki odnawialnej i podpisywać się pod Zielonym Ładem czy planem „Fit for 55”.
Podcięte śmigła
Energetyka odnawialna już dawno stała się zakładniczką polityki.