Uwaga, nie dotykać! Wysokie ceny!
Ceny prądu: mrozić, schładzać czy uwolnić? To pytanie za kilkadziesiąt miliardów złotych
Za mrożeniem, a przynajmniej chłodzeniem, a potem etapowym odmrażaniem, opowiada się prezes Urzędu Regulacji Energetyki Rafał Gawin. Jest pod wrażeniem wniosków taryfowych na 2024 r., jakie przyniosły mu do zatwierdzenia spółki zaopatrujące odbiorców domowych w energię elektryczną. Jeśli nie przedłużymy zamrożenia cen, rachunki za prąd wzrosną o kilkadziesiąt procent. Społeczeństwo może tego nie zaakceptować – ostrzega.
Forum Energii, niezależny think tank energetyczny, wylicza, że ten wzrost w praktyce może oznaczać ok. 100 zł miesięcznie, jakie musiałoby zapłacić dodatkowo przeciętne gospodarstwo domowe. Oczywiście jednym rachunek wzrósłby mniej, innym bardziej, w zależności od skali zużycia. Najbardziej wzrósłby korzystającym z ogrzewania elektrycznego i pomp ciepła.
Prezes URE nie może temu zapobiec, bo spółki wraz z projektami taryf przedstawiają mu kontrakty, jakie zawarły z producentami energii elektrycznej na dostawy w 2024 r., a kontraktowały, gdy prąd był na cenowej górce. Dziś na rynku spot, czyli w dostawach natychmiastowych cena spadła, bo mamy recesję energetyczną i konsumpcja prądu maleje, ale ceny wciąż są wyższe od tych, które płacimy. – Cena w taryfach na 2023 r. wynosiła w przybliżeniu 1 tys. zł za megawatogodzinę (MWh), czyli ok. 1 zł/kWh, bo po takich cenach energia była kontraktowana w szczycie kryzysu w 2022 r. Rząd jednak ustawowo zapewnił odbiorcom z grupy taryfowej G cenę na poziomie 414 zł/MWh w ramach rocznych limitów – do 3–4 MWh w zależności od rodzaju gospodarstwa domowego. Ci, którzy przekroczyli ten limit, także nie płacili ceny rynkowej, ale ograniczoną cenę maksymalną wynoszącą 685 zł/MWh. Dziś rynkowa cena energii wprawdzie spadła do ok. 700 zł/MWh, ale to wciąż dużo więcej od poziomu zamrożonych cen (czyli wspomnianych 414 zł/MWh).