Drabina się ugina
Drabina się ugina, płaca minimalna rośnie. Politycy lubią być hojni, gdy nie muszą za to płacić
W 2020 r. najniższe wynagrodzenie ustalono na poziomie 2,6 tys. zł miesięcznie, a liczba osób, których zarobki nie przekraczały tego poziomu, wynosiła 1,5 mln. W styczniu 2023 r. najniższe wynagrodzenie sięgnęło 3010 zł. Kiedy jednak w ubiegłym roku, po lipcowej podwyżce, ówczesna minister rodziny Marlena Maląg komunikowała, że rząd PiS zdecydował się podnieść w 2024 r. płacę minimalną o prawie 20 proc., do 4242 zł miesięcznie i 27,70 zł za godzinę, stwierdziła, że wzrost będzie dotyczył co najmniej 3,6 mln osób. Rząd przebił oczekiwania NSZZ Solidarność, która gotowa była się zadowolić 4,1 tys. zł od stycznia. Minister dodała, że tak szybkie tempo wzrostu minimalnej spowoduje, że już w lipcu 2024 r. najniższa płaca wyniesie aż 55,4 proc. średniego wynagrodzenia. To rekord Europy. Dotychczas rekordzistką była Portugalia – 52,9 proc., na drugim miejscu Francja – 50,6 proc.; minimalna niemiecka jest równowartością 42 proc. średniej. Wniosek – rząd PiS robi dla ludzi więcej niż inne kraje.
Tyle że to nie rząd daje. Maląg wyliczyła, że pracodawców wzrost płacy minimalnej kosztować będzie 35 mld zł. Z tego gospodarstwa domowe otrzymają zaledwie 21 mld zł, resztę zarobi budżet oraz ZUS i NFZ w postaci podatków i wyższych składek.
A państwo skąpi
Mimo jednak że państwo zmusza pracodawców do większej hojności i budżet na tej operacji zarobi, to samo państwo – jako pracodawca – okazuje się nad wyraz skąpe. Konfederacja Lewiatan dziwiła się już w ubiegłym roku, że przy 20-proc. wzroście minimalnej rząd PiS dla pracowników całej sfery budżetowej przewidział podwyżki zaledwie na poziomie 6,6 proc., co oznaczałoby ich dalszą pauperyzację oraz zrównanie zarobków osób, często po studiach i z wysokimi kompetencjami, do poziomu płacy gwarantowanej dla robotników niewykwalifikowanych.