Biznes bez twarzy
Biznes podkulił ogon, przez osiem lat nie miał nic do gadania. Czy teraz odzyska głos?
Radę lekceważył nie tylko rząd, Sejm, ale też prezydent Andrzej Duda, chociaż to on powołuje jej członków. Podpisywał bez sprzeciwu ustawy, które powinny być z nią konsultowane. Dopiero teraz prezydent przypomniał sobie o konieczności dialogu społecznego, a może raczej ktoś mu podpowiedział, że RDS doda mu ważności. W grudniu powołał do Rady przedstawicieli związków zawodowych. W styczniu przedstawicieli nowego rządu. Tu jednak wybuchł mały skandal: na uroczystość nie przybyło kilku wskazanych przez Dudę ministrów. Oficjalnie z powodu prac w Sejmie. Więc uroczystość trzeba było powtórzyć. Ale najgorzej jest z trzecią stroną, czyli reprezentacją pracodawców. Organizacji w RDS jest za dużo, nie wiadomo, kogo naprawdę reprezentują, a kilku liderów ma prokuratorskie zarzuty.
Stare organizacje pracodawców przez ostatnie lata były lekceważone także przez własnych członków. Tak jak Polska Rada Biznesu, która miała elegancką siedzibę w pałacyku Sobańskich, blisko Kancelarii Premiera, ale już się z niej wyprowadziła. Od czasu wybuchu afery Rywina żaden premier nie przyjął zaproszenia na szampana i cygaro. Odkąd przy kolejnej aferze okazało się, że nagrywano nie tylko u Sowy i Przyjaciół, ale także w restauracji Amber Room, właśnie w pałacyku Sobańskich, siedzibę PRB omijali nawet jej członkowie. Obecnie PRB wydaje się ciałem martwym. Kiedyś miała opinię reprezentanta wielkiego biznesu: Jan Kulczyk, Jan Wejchert, Mariusz Walter, Zbigniew Niemczycki, Aleksander Gudzowaty. W obecnym zarządzie Rady nie ma wielkich nazwisk, właściciele największych polskich firm wolą nie dawać jej twarzy. W PRB nie zapadają już decyzje ważne dla gospodarki kraju, które wielki biznes podpowiadał premierom i prezydentowi. PRB nie jest także członkiem RDS, więc do roli partnera społecznego rządu aspirować nie może.