Od czasu powołania rządu Jarosława Kaczyńskiego minął rok i premierowi dopisuje dobry nastrój. On i politycy jego partii są pewni, iż zrobili wszystko, „żeby Polska rosła w siłę a ludzie żyli dostatniej”. Z tą wysoką samooceną słabo jednak współgrają fakty i opinie innych środowisk. Z wyborczego programu PiS tak naprawdę spełniono przecież niewiele. Drogi nadal mamy marne, budowa mieszkań ledwo przyspieszyła, podatki się nie zmieniły, przedsiębiorcy nie czują wsparcia i nadal czekają na ustawy ułatwiające im działalność, reforma systemu finansowego państwa w praktyce nie ruszyła z miejsca, ślimaczy się proces konstruowania ostatnich, ale jakże ważnych elementów nowego systemu emerytalnego. Z czego więc tu się cieszyć i co świętować? Skąd czerpać choć trochę optymizmu? Na razie nastroje w kraju w ostatnich miesiącach stają się coraz bardziej marne, polityczna afera goni aferę, nastroje są zwarzone. Tymczasowość i stan zawieszenia, który zaczął się od sfery polityki, ale przecież dotyka wiele innych dziedzin naszego życia to nie jest fundament, na którym można coś trwalszego budować. Bilans tego roku, nie tylko zresztą w dziedzinie gospodarki, to jednak duży zawód.