Wypompowywanie
Raj dla oszustów: polski rynek pomp ciepła. Zdezorientowani klienci boją się je instalować
Który model pomoże tanio i wydajnie ogrzać dom, a który jest pułapką i nie powinien nawet trafić na rynek? Zdezorientowani Polacy coraz częściej boją się instalować pompy ciepła, chociaż jeszcze niedawno ich sprzedaż szybko rosła. Jak doszło do takiego zamieszania w przypadku produktu, który przecież miał być jednym z filarów transformacji energetycznej i pomóc uniezależnić nas od paliw kopalnych? Zawinili, jak to zwykle bywa, politycy. Poprzedni rząd w żaden sposób nie reagował na zalew naszego rynku pompami azjatyckimi, w dużej mierze złej jakości.
W centrum awantury o pompy ciepła znalazła się tzw. lista ZUM (zielonych urządzeń i materiałów), publikowana przez Instytut Ochrony Środowiska. Jeszcze niedawno mało kto o niej słyszał, a teraz budzi ogromne emocje. Najpierw miała być tylko formą wskazówki dla osób, które chciały zainstalować w swoim domu pompę ciepła. Kto ubiegał się o dotację w ramach programu Czyste Powietrze na zakup i instalację takiego urządzenia, mógł wybrać dowolny model. Nie musiał on znajdować się na liście ZUM. Mało tego: nie musiał nawet legitymować się jakimkolwiek polskim czy europejskim certyfikatem jakości.
Wystarczała tylko – nieweryfikowana przez nikogo – deklaracja producenta o tym, jakie parametry ma jego pompa ciepła. Przez to Polska stała się największym w Europie importerem pomp ciepła z Azji, bo inne kraje Unii nie prowadzą tak liberalnej polityki. Przeciwnie, bronią swoich rynków i lokalnych producentów. Około 60 proc. pomp ciepła sprzedawanych w Europie jest też produkowanych na naszym kontynencie. Wiele państw stara się, aby ta technologia nie podzieliła losu na przykład fotowoltaiki, w której europejskie przedsiębiorstwa zostały praktycznie wypchnięte z rynku przez Chińczyków.
Energetyczne wampiry
Na efekty zalania Polski urządzeniami marnej jakości nie trzeba było długo czekać.