4666 zł – tyle (brutto) ma wynosić płaca minimalna od początku przyszłego roku. To wzrost o 8,5 proc. w porównaniu do obecnej stawki, która wynosi 4,3 tys. zł. Wczorajsza decyzja rządu wzbudziła spore emocje, bo zwiększenie płacy minimalnej okazało się wyższe od prognozowanego. Zadowoleni są związkowcy. Wskazują, że nie chodzi o żaden prezent dla pracowników, ale po prostu o uwzględnienie wyższej inflacji. Ta według najnowszych założeń rządu ma wynieść w przyszłym roku 5 proc., a nie 4,1 proc.
Czytaj także: Maksymalna minimalna. Pracować mniej, zarabiać więcej. Możliwe?
Pracodawcy alarmują
Inne zdanie mają oczywiście przedstawiciele pracodawców, według których podwyżka płacy minimalnej jest zbyt hojna. Wskazują, że już teraz najniższe wynagrodzenie przekracza połowę średniej pensji. Najgłośniej alarmuje Polska Izba Handlu, zrzeszające małe sklepy. Jej zdaniem drobni przedsiębiorcy będą mieli coraz większe problemy z prowadzeniem biznesu przy tak szybko rosnących kosztach. A ich upadek może zaszkodzić całej polskiej gospodarce.
Wyższa płaca minimalna, wyższa inflacja
Wyższa płaca minimalna musi przełożyć się też na wyższą inflację, bo w wielu branżach ten dodatkowy koszt firmy przerzucają na swoich klientów. Jednak rządząca koalicja nie ma wielkiego wyboru. Po pierwsze, szybkie tempo wzrostu minimalnego wynagrodzenia narzucił rząd PiS, który w ten sposób dbał o swój elektorat (w 2023 i 2024 r. ustalił nawet podwyżki aż dwa razy w ciągu roku). Po drugie, w obecnym rządzie tę tradycję chce podtrzymywać zwłaszcza Lewica. Jej przedstawiciele już mówią, że ich cel to doprowadzenie do sytuacji, w której płaca minimalna osiągnie poziom 60 proc. średniego wynagrodzenia.
Czytaj także: Drabina się ugina. Politycy lubią być hojni, gdy nie muszą za to płacić
A to oznacza dalsze wzrosty wyraźnie powyżej stopy inflacji. Politycy odkryli, że płaca minimalna to wdzięczny dla nich temat. Bo teraz wielu pracowników ma czuć po każdej podwyżce, że zawdzięczają ją nie swojemu pracodawcy (został do niej niejako zmuszony), ale aktualnie rządzącym, którzy zadbali o tych najgorzej zarabiających. Solidny wzrost najniższego wynagrodzenia od stycznia dziwić nie powinien także z innego powodu: wiosną czekają nas wybory prezydenckie.
Samobójcze różnicowanie
Rosnąca płaca minimalna z pewnością nie spowoduje w Polsce wzrostu bezrobocia. Osoby pobierające takie wynagrodzenie są potrzebne pracodawcom i nie da się ich zastąpić – przynajmniej na obecnym etapie – automatyzacją czy robotyzacją. Jednak niektóre firmy proponują różnicowanie minimalnego wynagrodzenia w zależności od regionu Polski. Mówi o tym w wywiadach na przykład Krzysztof Pawiński, kierujący spożywczym koncernem Maspex. Z ekonomicznego punktu widzenia taki pomysł pewnie miałby sens (inne są koszty utrzymania w metropoliach, a inne w małych miejscowościach), ale z politycznej perspektywy byłby samobójczy dla rządzących. Natychmiast zostaliby oskarżeni o dyskryminację części Polaków, mieszkających w uboższych i gorzej rozwiniętych okolicach. Wydaje się zatem, że wiele firm przyjmie inną strategię. Będą ograniczać podwyżki dla zarabiających powyżej płacy minimalnej, aby mieć środki na zwiększanie wynagrodzeń w zgodzie z przepisami. Pytanie, jak wpłynie to na motywację i lojalność pracowników. Tym jednak mają już martwić się przedsiębiorcy, a nie politycy.