Makrobóle mikrobiznesu
Prowadzą biznesy, żyją w popłochu, skręcają na prawo. Czy Polska to kraj dla małych firm?
Polska przedsiębiorczość robi wrażenie. Przynajmniej w liczbach. Według Głównego Urzędu Statystycznego z 5,3 mln zarejestrowanych w kraju działalności gospodarczych ponad 5,1 mln stanowią tzw. mikrofirmy, zatrudniające poniżej 10 pracowników. Z tym że większość z nich – ponad 3,7 mln – to jednoosobowa działalność gospodarcza. Czyli głównie ucieczka zarabiających w podatek liniowy zamiast progresywnego, jak również efekt presji ze strony pracodawców podsuwających podwładnym umowy b2b, aby ściąć po swojej stronie koszty utrzymywania pracowników. Tych prawdziwych małych biznesów jest półtora – dwa miliony.
Jak pójść na swoje
Czy Polska to dobry kraj do prowadzenia własnego biznesu? Osobista perspektywa zależy przede wszystkim od tego, jak ów biznes się kręci. Dla początkujących najważniejsze to wstrzelić się w niszę albo wskoczyć na wznoszącą falę. I utrzymać na niej, nawet gdy wyda się dotacje z urzędu pracy (prawie 50 tys. zł) albo z funduszy unijnych (lista programów wsparcia znajduje się na stronie internetowej funduszeeuropejskie.gov.pl). Jak również, gdy po dwóch latach działalności wypada się z systemu płacenia preferencyjnych składek na ZUS.
Tetiana Nikolaichuk prowadzi w Garwolinie salon piękności dla psów: – Kiedyś pracowałam na produkcji. Ale dwa lata temu poszłam na swoje, zrobiłam odpowiednie kursy, cały czas się zresztą doszkalam. ZUS właśnie mi skoczył do prawie 1,8 tys. zł miesięcznie. Lokal wyremontowałam, jego właściciel zaliczył mi koszty na poczet czynszu, ale to już też się skończyło i od lipca będę płacić 1,7 tys. zł miesięcznie. Zatrudniam jedną osobę, pracujemy sześć dni w tygodniu, czasami nawet do 21, zgodnie z życzeniem klientów. A w domu dwójka małych dzieci – opisuje twarde realia utrzymywania się na biznesowej powierzchni.