Świat według Trumpa
Test Trumpa, czyli piętnaście za zero. Europa go oblała czy „zrobiła z niego głupca”?
Godzinę zero, kiedy nowy porządek świata miał wejść w życie, amerykański prezydent wyznaczył na 1 sierpnia. Uprzedził o tym przywódców 150 krajów w stosownych listach. Kto do tego czasu zdążył podpisać nową umowę handlową z USA, mógł liczyć na lepsze traktowanie. Zdążyły Japonia, Wielka Brytania, Indonezja, Korea, Wietnam, Filipiny, UE. Spóźnialscy albo oporni wpadali pod walec nowych ceł, przez Trumpa zwanych wzajemnymi, które od kilku miesięcy uroczyście ogłasza, a potem wprowadza, zawiesza, zmienia albo odracza. Wszystko dzieje się w takim tempie, że amerykańskie media prowadzą na bieżąco aktualizowane wykazy stawek celnych, by biznes się nie pogubił. Dla firm uzależnionych od surowców i produktów z importu to prawdziwy koszmar.
Kiedy więc w ostatnich dniach lipca szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen poleciała do Szkocji na rozmowy z Donaldem Trumpem, zabrała nabity pistolet. Była nim zgoda 27 krajów na zastosowanie wobec USA ceł odwetowych, gdyby Donald Trump upierał się przy zamiarze objęcia importu z UE zapowiedzianym 30-procentowym cłem. Szefowie państw członkowskich UE uzgodnili rewanż obejmujący importowane towary made in USA o wartości 95 mld euro, które potem zredukowano do 72 mld euro. Na liście znalazły produkty symboliczne, jak burbon, czyli amerykańska whiskey, czy motocykle Harley Davidson, ale też rzeczy poważniejsze, jak samoloty i części do nich, maszyny, samochody, chemikalia, sprzęt medyczny itd.
Transatlantycka wojna handlowa wisiała więc na włosku, bo już wcześniej Unia chciała wdrożyć odwet po wprowadzeniu sektorowych ceł na stal i aluminium (25 proc.) oraz samochody (27,5 proc.). W geście dobrej woli tymczasowo zawiesiła decyzję, ale przed 1 sierpnia brała pod uwagę nawet opcję atomową, czyli sięgnięcie po Instrument Antyprzemocowy (ACI).