Złote na czarną godzinę
Ile Polak ma mieć w skarpecie? Żyjemy w nerwowych czasach, rośnie apetyt na gotówkę
Polska instrukcja kryzysowa nie precyzuje, ile trzeba trzymać w domu gotówki. Wszystko zależy od zamożności rodziny i liczby jej członków. Eksperci podpowiadają, że najlepiej zgromadzić 500 zł –3 tys. zł, na wszelki wypadek, plus 5–15 tys. zł w walutach obcych (dolary, euro, funty) na okoliczność dalszej ewakuacji w trybie wojennym. W innych krajach UE instrukcje są precyzyjniejsze. Władze Holandii, Austrii i Finlandii rekomendują na przykład, aby gospodarstwa domowe miały w domu kwotę 70–100 euro na osobę, czyli wystarczającą na pokrycie podstawowych potrzeb przez 72 godziny.
Szwedzkie władze radzą: „Oblicz całkowity koszt niezbędnych dóbr dla swojej rodziny na co najmniej tydzień. Trzymaj gotówkę w domu, w małych nominałach, na wypadek gdyby cyfrowe metody płatności zostały przerwane”. Bo wszyscy spodziewają się w pierwszej kolejności cyberataku na banki i system rozliczeń bezgotówkowych, co może skutkować paraliżem kart bankowych, terminali płatniczych i bankomatów. Także potężny blackout, czyli załamanie systemu energetycznego, do jakiego doszło w kwietniu na Półwyspie Iberyjskim, pokazał, jak zawodne stają się elektroniczne systemy.
Nawet szwedzki bank centralny Riksbank zaapelował, by obywatele mieli zawsze możliwość płacenia zarówno bezgotówkowo, jak i gotówkowo, co zrobiło spore wrażenie, bo Szwecja należy do krajów, które jeszcze niedawno chciały papierowe pieniądze odesłać do lamusa. Dziś Riksbank przekonuje, że „gotówka jest potrzebna, aby umożliwić wszystkim dokonywanie płatności i zapewnić dodatkowy środek płatniczy w przypadku kryzysu lub wojny. W związku z tym Riksbank uważa, że powinien istnieć ogólny obowiązek przyjmowania gotówki przez sprzedawców przy zakupie podstawowych towarów”. Bo obawa przed konfliktem zbrojnym, który może odciąć nas od naszego cyfrowego majątku, jest dziś kolejnym powodem, dla którego z większą atencją patrzymy na banknoty i monety.