Udry o fedry
Udry o fedry. Dlaczego kolejna władza boi się górników i zasypuje ich pieniędzmi
„Walczymy o to, żeby Śląsk nie umarł” – deklarował Dominik Kolorz, szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności, podczas wielkiej górniczej manifestacji w Katowicach na początku listopada. Po pięciu latach reaktywowano Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjno-Strajkowy Regionu Śląsko-Dąbrowskiego, bo związkowcy szykują się do walki. Lista ich żądań jest długa, ale najważniejsze dotyczy ścisłego wykonywania przez obecny rząd zapisów umowy społecznej, podpisanej przez poprzedników z górnikami w maju 2021 r. Górnicy zaakceptowali wówczas fakt, że Polska podpisała Europejski Zielony Ład i do 2050 r. gospodarka UE przejdzie całkowitą dekarbonizację, a to oznacza rozstanie z węglem. Ale do tego momentu rząd zobowiązał się do finansowego wspierania górnictwa i jak najwolniejszego zamykania śląskich kopalń, w miarę jak będzie się w nich wyczerpywał węgiel. Z ostatniej kopalni ostatnia tona czarnego złota ma wyjechać w 2049 r.
– Tylko kto wówczas będzie jeszcze potrzebował węgla? – zastanawia się Bartłomiej Derski z portalu wysokienapiecie.pl. – Już za 10 lat jego udział w polskim miksie energetycznym będzie niewielki, popyt zaspokoić może jedna, najwydajniejsza kopalnia, czyli Bogdanka. Wystarczy prześledzić, w jakim tempie maleje udział węgla w produkcji energii. W ciągu minionej dekady zużycie węgla kamiennego w gospodarce spadło o 33 proc. (czyli o 24,1 mln ton). Wydobycie zmalało o 39 proc. (28,7 mln ton), za to import wzrósł o 4,5 mln ton. 10 lat temu węgiel miał ponad 80 proc. udziału w polskim miksie energetycznym, a w ubiegłym roku już 57 proc.
Jego wypieranie to efekt rozrastającej się energetyki odnawialnej. Wprawdzie PiS, by przypodobać się górnikom, zwalczał wiatraki na lądzie (walkę kontynuuje dziś prezydent Nawrocki), ale w efekcie rozrosła się energetyka fotowoltaiczna, a pierwsze wielkie wiatraki stawiane są na Bałtyku.