Piotr Bykowski, bankowiec z Warszawy, jest skrypofilem, kolekcjonuje stare obligacje i inne papiery wartościowe. To nietypowe hobby, choć zyskujące w ostatnich latach popularność – w całej Polsce zajmuje się tym około 120–150 osób. Zbierają m.in. obligacje emitowane przez rządy państw i miast, pożyczki zapałczane, akcje spółek, linii kolejowych, kopalni (zwanych niegdyś kuksami). Ze względu na kunsztowne ozdobniki są to nierzadko małe arcydzieła ówczesnej sztuki graficznej i drukarskiej.
Ceny przedwojennych papierów zazwyczaj nie przekraczają dziś kilkudziesięciu złotych, choć na światowych aukcjach najrzadsze okazy dochodzą do 30 tys. euro. Poza prywatnymi kontaktami – w przypadku tak rzadkiego hobby to nieuniknione – forum handlu i wymiany eksponatów stał się Internet i serwis aukcyjny Allegro, który Bykowski i inni pasjonaci odwiedzają regularnie. W ostatnich miesiącach ceny obligacji, emitowanych w latach 1924–1937 przez polski rząd, ostro poszły w górę.
Dla kolekcjonerów sprawa jest oczywista – przedwojenne obligacje są skupowane przez osoby, które zwietrzyły w tym dobry interes. Wcześniej papiery dłużne II RP zniknęły z antykwariatów i targów staroci. – Zainteresowanie gwałtownie rośnie za każdym razem, gdy media donoszą o sądowych sporach między właścicielami obligacji i rządem – mówi Bykowski. Dla wnoszących pozwy sprawa jest prosta – państwo kiedyś pożyczyło, państwo musi oddać. Ale zdaniem Ministerstwa Finansów oraz niektórych prawników sprawa nie jest tak oczywista. Zgoda jest tylko w jednej kwestii: ten problem trzeba jakoś rozwiązać.
Papiery wartościowe
II Rzeczpospolita zadłużała się dużo i chętnie. Emitowała obligacje, dzięki którym finansowano rozbudowę kraju po latach zaborów i zniszczeń wojennych.