Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Bliżej do euro?

Determinacja rządu w sprawie euro wydaje się duża, a stanowisko prezydenta mniej niechętne niż do tej pory.
Rada Gabinetowa z udziałem prezydenta, premiera i rządu, tym razem poświęcona skutkom międzynarodowego kryzysu finansowego, nie podejmuje żadnych wiążących decyzji. Dlaczego zatem czekano na nią z tak wielkim zainteresowaniem? Po pierwsze, dlatego że w polskich warunkach i przy generalnie złych stosunkach między premierem a prezydentem, to zawsze wielki polityczny spektakl. Gdzie iskry lecą, może zdarzyć się pożar. Tym razem nie wybuchł, ale napięcie - choć mniejsze niż zwykle - pozostało.
Drugi powód jest taki, że tym razem podczas Rady Gabinetowej rozmawiano o sprawach dla kraju i dla państwa najważniejszych. Kryzys, o którym w ostatnich tygodniach tak wiele mówiono, w gospodarce realnej tak naprawdę jeszcze się nie zaczął, nie ma jego pełnych objawów, a rozmiary w Polsce są trudne do oceny. Ale przecież wiemy, że przyjdzie i lepiej, żebyśmy byli do niego w miarę dobrze przygotowani. Ostatnia Rada była próbą zbudowania wokół tej trudnej sprawy przynajmniej zrębów politycznej jedności i współdziałania. Tu poszło lepiej niż się powszechnie spodziewano, choć trudno uznać, że oba najważniejsze ośrodki władzy zakopały wojenny topór.
Jest wreszcie powód najważniejszy: to na tym spotkaniu po raz pierwszy, w innym niż dotychczas tonie, rozmawiano o wprowadzeniu w Polsce euro. Determinacja rządu w tej sprawie wydaje się duża, a stanowisko prezydenta mniej niechętne niż do tej pory. I choć żadne konkretne deklaracje ze strony „dużego pałacu" nie padły, to chcę wierzyć, podobnie jak premier, że klimat i pole do porozumienia jednak są. Owszem, teoretycznie można sobie wyobrazić, że do strefy euro, trzymając się dopiero co wytyczonej „mapy drogowej", wchodzimy mając niezmienioną konstytucję (gdzie zapisano m.

Reklama