Prawo i Sprawiedliwość nie ma wątpliwości. Pieniądze przyznane przez UE są wydawane marnie i za wolno. Na początku stycznia PiS zrobił z tej tezy główne narzędzie ataku na rząd. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Janusz Palikot twierdził, że jest dokładnie odwrotnie, i podawał zupełnie inne liczby niż bezsensownie obrażona przez niego Grażyna Gęsicka, była minister rozwoju regionalnego. Jednak PiS sam został zachęcony do medialnej ofensywy przez przewodniczącego klubu Platformy Zbigniewa Chlebowskiego, który dawał do zrozumienia, że są powody do niepokoju.
Janusz Palikot i inni politycy Platformy chętniej mówią o tym, jak dobrze Polska dotąd wykorzystywała środki z Brukseli. Po wejściu do Unii otrzymaliśmy najpierw pieniądze na lata 2004–2006 z zastrzeżeniem, że możemy je wydawać do końca 2008 r. Z powodu ostrego kryzysu gospodarczego w całej Europie Bruksela postanowiła potem przedłużyć ten termin o pół roku. Polska do tej pory wykorzystała ponad 90 proc. tych pieniędzy i jest to wynik, jak na unijne standardy, bardzo dobry.
Szybciej wydawać
Dziś PO i PiS licytują się, ile miliardów wydały kolejne koalicje i komu wobec tego przypadnie splendor. Głównie chodzi jednak o kolejne pieniądze z tzw. nowej perspektywy budżetowej UE. Pod tym hasłem kryje się słynne 67,3 mld euro, czyli ponad 269 mld zł (przy kursie 4 zł za 1 euro), których zdobycie pod koniec 2005 r. tak radośnie świętował ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz. Te olbrzymie pieniądze musimy wydać do końca 2015 r. I na razie mamy z nimi rzeczywiście sporo problemów. Do końca 2008 r. Polska wykorzystała 0,35 proc.