W styczniu Bank Anglii ściął cenę kredytu do 1,5 proc. rocznie – najniższej stawki od 1694 r., kiedy to został utworzony w celu zapewnienia brytyjskiej Koronie środków na prowadzenie wojen. Europejski Bank Centralny (EBC) – rządzący stopami procentowymi w strefie waluty euro, od sierpnia obniżył je o ponad 2 proc. Zaś oficjalna cena kredytu w Japonii, Szwajcarii i USA zbliża się powoli do zera, co w przypadku tego ostatniego kraju jest wydarzeniem bez precedensu.
Na tym tle polskie stopy procentowe pozostają wysokie, choć również rozpoczęły ostry zjazd (o 1 proc. w ciągu ostatniego kwartału, ostatecznie do poziomu 5 proc. w skali roku). Eksperci nie mają jednak wątpliwości, że Rada Polityki Pieniężnej (RPP) działająca przy Narodowym Banku Polskim (NBP) na tym nie poprzestanie. Tak jak lata 2007–2008 były czasem walki z rozpędzającą się inflacją, tak 2009 r. będzie okresem cięcia stóp. Ma to kapitalne znaczenie dla klientów banków, zarówno tych spłacających kredyty, jak i wpłacających oszczędności na lokaty.
Turbulencje po bańce
Za pomocą stóp procentowych banki centralne wpływają bowiem na koszt kredytów i oprocentowanie depozytów. Poziom tych stóp jest ważnym parametrem, branym pod uwagę przez szefów banków komercyjnych przy ustalaniu ceny, za jaką skłonni są pożyczać pieniądze konsumentom, przedsiębiorstwom oraz innym bankom. A także – przy ustalaniu oprocentowania dla klientów, którzy powierzą bankowi pieniądze w formie lokat – gdy RPP obniża stopy, w ślad za nimi spada oprocentowanie kredytów i depozytów.