Po dokonaniu odkrycia rzecznik NIK stwierdził, że w planach zakupowych wojska i w rozdzielnictwie sprzętu od lat panował chaos. Jest to opinia krzywdząca, zwłaszcza iż rzecznik sam ujawnił, że sprzęt „dostawali ci, którzy go nie zamawiali, a ci, którzy zamawiali, nie dostawali”. Trzeba przyznać, że trudno o bardziej klarowne i jasne kryteria rozdzielnictwa. Można, oczywiście, zapytać, dlaczego nie stosowano procedury odwrotnej i nie dawano sprzętu tym, którzy go zamawiali, zaś nie odmawiano tym, którzy nie zamawiali, ale trzeba pamiętać, że wojsko to instytucja szczególna, rządząca się swoimi prawami.
Oczywiście wysocy rangą wojskowi przyznają, że nawet przy tak jasnych kryteriach rozdzielnictwa mogą się zdarzać sytuacje, że sprzęt trafia nie tam, gdzie powinien. Ważne jednak, że skuteczność trafiania sprzętu w naszym wojsku rośnie i celnych trafień jest coraz więcej. Cieszy również, że są to trafienia coraz szybsze – z raportu NIK wynika, że do wybranych jednostek zaczyna właśnie trafiać sprzęt zakupiony w latach 90. Trafione tym sprzętem jednostki prawdopodobnie zastanawiają się obecnie, co z nim zrobić, ale wierzymy, że coś wymyślą.
Przy okazji szef Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych ujawnił, że część sprzętu przechowywana jest w magazynach specjalnie, „aby można go użyć w sytuacjach kryzysowych”. Nie wiadomo, jakie sytuacje miał na myśli, ale mogło mu chodzić o wysłanie e-maila czy ściągnięcie czegoś z Internetu. Na szczęście, na razie – odpukać – sytuacje kryzysowe wojsko omijają, dlatego funkcjonuje ono sprawnie, bez konieczności uciekania się do tak radykalnych działań.