CZYTAJ TAKŻE: Nasz raport - wszystko o winie
Mam przed oczami dwa obrazki. W październiku 2006 r. widok ze wzgórz na rolniczą wioskę Chavignol w niewielkiej odległości od Sancerre, na wschodnim końcu francuskiej doliny Loary. Porudziałe krzewy sauvignon blanc na kamienistej glebie otaczające dolinkę, później niewielka wapienna piwniczka rodziny Martin, a w niej 20 beczek wina, w niszy dojrzewający ser, monsieur Martin nalewający z beczek mętnawe, rodzące się wino.
I listopad rok wcześniej – Australia, Yarra Valley. Winiarnia Punt Road, wspinaczka na dwudziestometrowe zbiorniki z nierdzewnej stali. Mimo morza krzewów winnych widok bardziej przypominający rafinerię, kilkanaście milionów litrów w błyszczących cysternach zaopatrzonych w wyrafinowany, sterowany komputerowo system regulacji temperatury. Sterylna fermentownia, kilka ogromnych pras pneumatycznych, membranowe filtry, pompy z oplatającymi zbiorniki rurami. Wygładzony taste room, eleganckie umywalki, klarowne, czyste wina.
Przepaść skali produkcji, technologii i możliwości. Skrajne oblicza współczesnego winiarstwa.
Różnice te narastały przez ostatnie sto kilkadziesiąt lat, wyraźnie przyspieszając w ostatnich trzech, czterech dekadach. Początki to rozwój ampelografii, czyli nauki o szczepach winorośli. Mimo zamierzchłych początków winiarstwa nauka ta rozwinęła się stosunkowo późno, bo w końcu XVIII wieku. Choć przyniosła niewątpliwą systematyzację, nie odmieniła jednak w sposób zasadniczy praktyk w Europie. Uprawy na Starym Kontynencie kontynuowano tradycyjnie – winnice, które we Francji czy Włoszech istniały od czasów antycznych, były przecież podstawą ekonomiczną życia rodzin przez pokolenia.