W październiku 2003 r. łódzki szpital poinformował media, że lekarze odebrali niecodzienny poród – syjamskie bliźniaczki, zrośnięte odbytem i kością ogonową. Do Wiesławy Dąbrowskiej, matki, zgłosił się tabloid, obiecując znalezienie szpitala, który zechce siostry podzielić na dwie w zamian za wyłączność na pisanie o nich. Przez rok tabloid starał się pokazać swoim czytelnikom happy end, ale żaden polski szpital nie chciał rozdzielić dzieci. Aż zdesperowany kuzyn o losie bliźniaczek poinformował świat w Internecie. Wiadomość przeczytali lekarze szpitala Gwardii Narodowej w Rijadzie, zapraszając panią Wiesię do siebie na koszt (1,5 mln dol.) samego Abdullaha bin Abdulaziza Al Sauda, wówczas następcy tronu, obecnie króla Arabii Saudyjskiej.
Gdy w grudniu 2004 r. pani Wiesia wylądowała na królewskim lotnisku, słowo Polska zaczęło się pojawiać w saudyjskiej telewizji w najlepszym czasie antenowym, a ambasador w Rijadzie Adam Kułach informował MSZ, że na fali sławy sióstr Kopacz staliśmy się tu najpopularniejszym narodem. 3 stycznia 2005 r. 60 lekarzy przez 18 godzin rozdzielało – jak je nazwano – nasze ambasadorki Darię i Olgę.
Jako kapitał polityczny
Po trzech miesiącach wróciły z Arabii już raczkując. We wschodnich szatach z cekinami wzięły udział w konferencji prasowej; potem po dziewczynki przyjechała karetka MSWiA. Sfinansowanie drogi powrotnej sióstr przez rząd polski było gestem symbolicznym – skoro król opłacił podróż w tamtą stronę (łącznie z karetką z Janikowa na Okęcie), to teraz niech król wie, że naród zaopiekuje się dziećmi i pieniędzy ekscelencji nie zmarnuje. Tymczasem w karetce pani Wiesia dowiedziała się, że nie jedzie do domu w Janikowie pod Inowrocławiem, gdyż uszykowano jej i córkom pokój w Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu.